Strona:Posażna panna.djvu/066

Ta strona została uwierzytelniona.
—  65  —

do Armanów i padł obok niej na krzesło. Zamknąwszy oczy, marzył, że w jej objęciach płynie gdzieś w dal szczęśliwy... wtem ktoś poklepał go po ramieniu.
— Emancypujesz się Kaziu — rzekł mu Cichocki, gdyż on to był. — Podziwiałem cię. Tylko tak dalej, a jeszcze wyrobisz się na człowieka.
Nastąpił mazur. Sędzia rzucił się jak lew wpośród pary i tańczył do upadłego, aż pot kroplami z czoła mu spływał.
Zajrzał i konsyliarz do sali.
— Dzielnie! dzielnie — zawołał z progu. — Z życiem panowie! — i poszedł do zielonego stolika.
Nareszcie świece zbliżyły się do końca swego życia. Arman stojący ciągle przy żonie zakomenderował stanowczo odwrót. Sędzia ochłonął z szału, zabezpieczył się więc starannie przeciw zaziębieniu i podał ramię pannie Adeli.


VIII.

Przed domkiem Kobziarza stała bryka góralska wyładowana kuframi. Wewnątrz zasiadał już Cichocki i oplastrowany Kolski, a Plichta w podróżnem ubraniu, z nogą opartą o koło, gotów do wsiadania, rozmawiał z pułkownikiem.
— Bywaj pan zatem zdrów, kochany konsyliarzu — mówił pułkownik ściskając dłoń Plichcie — za parę dni zobaczymy się w Krakowie.
— Do widzenia, pułkowniku, do widzenia! zobaczymy się... — odpowiedział roztargniony konsyliarz, patrząc przez ramię pułkownika na gościniec, jakby wyczekiwał kogo.
— Do widzenia — powtórzył pułkownik — któremu rzeczywiście serce się krajało przy odjeździe przyjemnego partnera, i kłaniając się pasażerom w budzie, począł się oddalać.
— Ale! ale! — i powrócił jeszcze. — Dyrektor kwarantanny kazał ci się kłaniać, konsyliarzu, pisał do mnie z Komarna.
— Czemżeż jest dzisiaj? — spytał Cichocki. — Pewnie porzucił już paprykę i kukurudzę?