Strona:Posażna panna.djvu/072

Ta strona została uwierzytelniona.




I.

Inżynier Ramski nie zmrużył oka przez całe sześć nocy: nie dlatego, żeby był chory, ale że tańczył nocami, a za to we dnie zasypiał. Siódmego dnia odpoczął; nie dlatego, iż stoi napisano: »przez dni sześć pracować będziesz w pocie czoła, a siódmego odpoczniesz«, ale dlatego, że siódmym dniem był piątek, a w piątek nigdy nie tańczą w Krakowie. Ale i w tym dniu nie miał Ramski bezwzględnego spokoju, gdyż wizytował całe popołudnie, a i teraz, wieczorem, był na wychodnem, mając jeszcze jedną wieczorną wizytę w perspektywie; w każdym razie miał jednak pewność, że poraz pierwszy od tygodnia będzie o północy w łóżku.
Inżynier był wysokim, przystojnym, pięknie zbudowanym mężczyzną. Uśmiechnioną twarz zdobiły mu małe, rozstrzepione ku górze wąsiki i śpiczasta bródka, z pod której świecił straszliwie wysoki śnieżysty kołnierz, ujęty w modny kraciasty krawat, spięty brylantową szpinką. Resztę garderoby przykrywał obecnie szlafrok — inżynier był w tej chwili »wielkim mężem w szlafroku«. Wyciągnięty na szezlongu palił papierosa i dumał:
— Jutro muszę wcześniej wstać rano i załatwić moje zaległości biurowe; obliczenie mostu skończone, zestawię tylko rachunek ostateczny... popołudniu dalsze wizyty, wieczór u Morskich, niedziela u Wierzgajłów, poniedziałek u Golickich, wtorek... wtorek!... także mam gdzieś coś... środa u Czerskich, czwartek, piknik lekarski — w piątek skończę mój most sta-