— Czemuż zaraz nie mówisz? Dwie śliczne danserki! Władziu! musisz i ty przyjść na piknik, byłoby mało panów.
— Przyjdę dla towarzystwa Armana. Cenię jego rozmowę wysoko i lubię jego wywody o metodzie badań —
— Więc przyjdziesz?
— Ale tańczę tylko kadryla.
— Niech i tak będzie, mam już takich pięciu, będziesz szósty.
— Ileż winien jestem wkładki na piknik?
— Sześć reńskich — bagatela — nic pilnego.
— Odrazu się uiszczę, żeby nie potrzebować pamiętać o tem —
— Dziękuję serdecznie. Ale słuchajże profesorze! Mógłbyś namówić twoich stałych towarzyszy: Plichtę, Cichockiego, Spisowicza, aby przyszli na piknik? Oni bywali często u Armanów w Zakopanem?...
— Pomówię z nimi, ale Spisowicz i Cichocki tańczą tylko kadryla, a Plichta nie tańczy wcale.
— Niech tańczą choćby kadryla, — mam już sześciu takich — Plichta będzie bawił mamy, od tego są nietańczący. Co za bieda teraz z tą młodzieżą! coraz mniej tańczą, coraz większy brak sił!
— Ho! ho! O Spisowiczu nie możesz powiedzieć, że mu brak sił. Chłop jak dąb!
— E! nie mówię o brutalnej sile! Siła, to znaczy: młody człowiek, który potrafi pięćdziesiąt tur przetańczyć dookoła sali, potem zmienia w garderobie kołnierzyk, robi drugie pięćdziesiąt tur — i tak dalej! Łukowski naprzykład! to mi siła! Na ostatniej zabawie wytańczył wszystkie panie i panny od a do z, ż, ź. i do tego prowadził tańce z taką werwą, że jak krzyknął: rond! to szyby drżały, choć było to podczas mazura i muzyka piekielnie dudniła — a przekrzyczał ją! To mi siła! Ach! żeby mi się tylko nie zaziębił na kuligu przed piknikiem! Pójdę jeszcze do niego, pożyczę mu buty filcowe i dam mu drugie futro do sanek. Toby straszne było, gdyby
Strona:Posażna panna.djvu/077
Ta strona została uwierzytelniona.
— 76 —