się zaziębił! Ktoby mi tańce prowadził na pikniku? Muszę mu poradzić, żeby sobie nogi przykrył dobrze derką i sianem.
— Ale nie zapomnisz zaprosić Armanów?
— Nigdy! Bądź spokojny! Jutro u dwunastej jestem u nich z wizytą! będzie nowość między damami, ho! ho! to atrakcya! Muszę puścić w kurs wiadomość, że panna Adela ma sto tysięcy posagu, to mi młodzież ściągnie.
— Zatem nie zapomnij o Armanach, mój Jasiu! przypominał Kolski inżynierowi, zabierając się do odejścia.
— Jutro o dwunastej będę u nich z wizytą! do zobaczenia kochany profesorze! Zrobiłeś mi prawdziwą przyjemność twoją wizytą. Ostrożnie, to szafa nie drzwi. To twoja księga, a to laska, postaw kołnierz, bo śnieg na polu pruszy, dobrej nocy, przyjemnych snów!
Słodki inżynier odprowadził uczonego przyjaciela aż do schodów, potem zanotował w książeczce: »Kolski 6 złr. Armanowie hotel Saski, Spisowicz, sąd«, naciągnął rękawiczki, uperfumował chustkę do nosa, spojrzał w lustro, poprawił szczotką fryzurę, wąsy i bródkę, pociągnął kołnierzyków, poprawił krawat, i naciągnąwszy futro wyszedł, z zadowoleniem myśląc: ta myśl o stutysięcznej pannie powinna efekt zrobić! ha! ha! sto tysięcy! będzie młodzież skakać! Fiaker! Na Karmelicką!
— Który numer?
— Sto tysięcy! odparł inżynier zajęty swemi marzeniami, zatrzaskując drzwiczki za sobą.
Doróżkarz zamyślił się: Sto tysięcy? e! może chciał powiedzieć djabłów sto tysięcy? ee! i pojechał zwolna naprzód, czekając, aż jadący każe mu stanąć.
I tak równocześnie Ramski w doróżce i doróżkarz na koźle rozmyślali o okrągłej cyfrze sto tysięcy.
Ś. p. Dyonizy Furda Kropiński obrabiał w pocie czoła rolę przodków swoich, a umierając, zostawił w spadku Fur-