Pan Stanisław zjechał właśnie z Wiednia do rodziny na święta Bożego Narodzenia, a że mu się nie spieszyło na wykłady agronomii, więc został i na karnawał. Bawili się zatem pp. Kropińscy na wszystkich balach i piknikach, panny chodziły na ślizgawkę, kwestowały po wentach i sprzedawały programy na dobroczynnych koncertach, mama sypiała na kanapie, kiedy córki tańczyły, marzła na brzegu stawu, gdy córki się ślizgały, nudziła się, kiedy kwestowały, synek hulał i tańczył z najposażniejszemi pannami, ale, jak dotąd, nie było widać żadnego pozytywnego a tak upragnionego skutku tych zabiegów.
W chwili obecnego opowiadania, pan Stanisław, krótko przez towarzyszy Furdą zwany, spał, odpoczywając po tańcach, a córki siedziały z matką w salonie, debatując nad piknikiem urządzanym przez Ramskiego.
— Czy też będzie Łańska?
— Oczywiście! Ramski skacze koło niej na dwóch łapkach, może myśli o jej siostrzenicy i szuka protekcyi cioci!
— E! on szuka posażniejszej panny!
— A skąd taka pretensya do posagu? Boże! jakiś tam inżynier!
— Teraz wszyscy polują na posag! Taki świat! westchnęła pani Kunegunda, zapominając, że i ona tożsamo radziła synowi.
— Ale Ramski widocznie patrzy tylko na bardzo gruby posag, skoro tyle lat wszędzie bywa, a nigdzie się nie żeni.
— A niby taki uprzejmy! każda prawie, która go nie zna, myśli, że ta uprzejmość coś znaczy, a to tylko blichtr!
— Obłuda! ja go dlatego zawsze nie lubiłam.
— Ja także.
— Ja taksamo.
W tej chwili przyniósł służący kartę Ramskiego. Pani kazała prosić, a córki pobiegły do swego pokoju poprawić co żywo toalety. Pani Kunegunda powitała serdecznie gościa.
— Przyszedłem zapewnić się, że panie nie zapomną za-
Strona:Posażna panna.djvu/080
Ta strona została uwierzytelniona.
— 79 —