znany nam już mecenas Broński, wysmukły brunecik z podkręconym wąsem i małemi baczkami. Milion nowin przynoszę!
— No, wypaplaj, wypaplaj je zaraz, bo przy kartach nie będzie czasu.
— Zaraz, zaraz. Cichosiu, dasz mi w poniedziałek odroczenie w sprawie Goldberg contra Kropiński, nie miałem czasu zrobić obrony, bo tańczyłem.
— Co ci po odroczeniu, i tak sprawę przegrasz.
— Ale sprawa się trochę odwlecze. Biednego Kropińskiego szarpią żydy na wszystkie strony, a pieniędzy brak! Teraz karnawał, Furda może się ożenić, to potem spłaci długi.
— Mówią, że od Andzi dostał już kosza?
— Prawda, prawda, właśnie to chciałem wam powiedzieć — ale właśnie dlatego potrzebuje odroczenia procesu, nim nową jaką partyę wynajdzie!
— No, dam ci brevi manu odroczenie na trzy dni.
— Bój się Boga! trzy dni! cóż to znaczy? teraz karnawał, choćbym chciał, nie potrafię przygotować obrony!
— Dam czternaście dni.
— Nie targuj się, daj trzydzieści.
Cichocki machnął ręką przyzwalająco, a konsyliarz Plichta podniósł ręce do góry i zawołał z patetyczną zgrozą:
— O! wy handlarze sprawiedliwości! celnicy! matacze!
— Co się ty tam znasz na prawie, przerwał mu Broński, my się nie mieszamy do twej medycyny jak ludzi trujesz. Słuchaj lepiej nowin: Malski już, już prawie po słowie z panną Błocką.
— Skąd wiesz?
— W ostatnich dniach widziano go codziennie u Błockich —
— To tylko poszlak, nie dowód.
— Dziś przyszedł do niego z Wiednia bukiet. Rozumiesz, bukiet z Wiednia. Czy myślisz, że może dla swojej przyjemności sprowadził bukiet z Wiednia? hę?
— A posłał go Błockiej?
Strona:Posażna panna.djvu/085
Ta strona została uwierzytelniona.
— 84 —