— Oczywiście, oczywiście, potwierdził Plichta. Idziemy, zabiorę nawet Spisowicza, potem zagramy partyjkę przy muzyce.
— Tylko partyjka cię wabi? zapytał podejrzliwie Broński. A piękna nieznajoma?
— Jest dobrą naszą znajomą, przedstawimy cię Tadziu, a pamiętaj puścić język w ruch, żeby się nie nudziła.
— Zadziwiasz mię Józiu! Nigdy nie chodzisz na zabawy, a teraz nagle zmieniasz zasady i przyznajesz jeszcze, że robisz to dla kobiety?...
— Dziw się zatem, rzekł konsyliarz uroczyście, ale siadaj tymczasem do kart. Zaprawdę powiadam ci, że możesz oczekiwać wielkich wypadków! Oj Kolski! Czemu jeszcze wczoraj nie powiedziałeś nam o ich przyjeździe?!
— Ależ będą tu dwa tygodnie, będziecie mieli czas zobaczyć się z nimi. Ja także będę nieraz u Armana, mam z nim pomówić jeszcze o piśmie klinowem w zabytkach assyryjskich...
— A niech cię licho weźmie z twoją assyryjską powolnością! Tu idzie o wielkie rzeczy! Dawaj karty, uczony molu!
Broński patrzył ciekawie na ożywionego konsyliarza i myślał w duchu: oho! Sto tysięcy znalazły już amatora! Zobaczymy cię bratku na pikniku, to się reszty dowiemy...
Mokry śnieg padał wielkimi płatami przykrywając ulice brudną płachtą, bo śnieg tając natychmiast zmieniał się w błoto. Na ulicy nie pokazywał się nikt, chyba ten, którego interes zmusił do brodzenia przez te roztopy śniegowe. Między rzadkimi przechodniami kroczył poważnie przenoszący wszystkich wzrostem około trzydziestoletni, tęgi, rumiany mężczyzna, otulony w futro, zasłonięty parasolem, uzbrojony w wysokie kalosze, wybierający starannie miejsce, gdzie stopę swoją postawić, bez narażenia się na większe obłocenie. Byłto sędzia pan Kazimierz Spisowicz. Dawniej był on bardzo trwożliwy o swoje zdrowie, bał się kataru lub zaziębienia bardziej, niż ognia, ale od