Strona:Posażna panna.djvu/094

Ta strona została uwierzytelniona.
—  93  —


Sędzia spojrzał na zegarek i powstał mówiąc:
— Do widzenia zatem kochany Józku, muszę iść do biura, dziękuję ci za twoje rady i polecam się im nadal. Na przyszły tydzień, spodziewam się, będę mógł ci ofiarować moje »służebności polne«.
— Owszem, owszem, u mnie dużo papieru wychodzi na fidybusy, już mi kończą się »weksle« Kolskiego... A pamiętaj brać się ostro do panny, żeby to zakończyć, Armanowi baj o assyryjskich, babilońskich i amerykańskich głupstwach, jak Kolski, a możesz być pewnym jego poparcia. Do widzenia zatem! Alea iacta est!


V.

W oznaczonym na piknik dniu począł się Ramski już o szóstej wieczorem przebierać w szatę balową, bo jako gospodarz pikniku musiał być pierwszym na sali. Przeglądnął się w lustrze, poprawił tu i owdzie szczegóły toalety, jeszcze raz spojrzał w zwierciadło i wziąwszy pod pachę pudełko z orderami kotylionowymi pojechał po aranżera Łukowskiego.
Gdy wszedł do jego mieszkania, załamał ręce z rozpaczy.
Przy słabym blasku dopalającej się w lichtarzu świecy dojrzał Łukowskiego w łóżku na pół ubranego, z nogami na ziemię zwieszonymi, trzymającego w jednej omdlałej ręce trzewik, i chrapiącego donośnie. Widocznie zmorzył go sen przy ubieraniu lub rozbieraniu się.
— Bronisławie! Bronku! Broneczku, wołał Ramski ciągnąc Łukowskiego za rękę, wstawaj! juz czas! Bronku!
Łukowski otwarł wreszcie jedno oko i mruczał zaspany:
— Idźcie do wszystkich djabłów?... spać mi się chce. Dajcie mi pokój.
— Broneczku! Wytrzeźwij się przecie, czas na piknik!!
Łukowski otwarł i drugie oko i patrzył nieruchomo przed siebie.