Strona:Posażna panna.djvu/095

Ta strona została uwierzytelniona.
—  94  —

— Bronku! już ostatni czas wstawać! kiedyż się ubierzesz?
Łukowski ziewnął przeciągle i rzekł zachrypniętym głosem:
— A! to ty Jasiu! dobrze, dobrze, przyjdę za godzinę, tylko się trochę przedrzemię.
— Ależ, bój się Boga! niema czasu, już koło siódmej, a masz się ubrać jeszcze, ogolić!
— Ja tam zaraz przyjdę, odpowiedział Łukowski ledwo dosłyszalnym głosem, przymknął oczy i zwiesił głowę na poduszki.
— Bronku! nie zasypiaj! zawołał rozpaczliwym tonem Ramski, szarpiąc go za rękę. Wstawaj zaraz! Zrobiłbyś mi straszny zawód, ktoby mi tańce poprowadził? Nie odedję stąd, póki cię nie zabiorę! Nie pozwolę, aby Furda po waryacku tańce prowadził!
Łukowski pokładał całą dumę na prowadzeniu tańców i bał się okrutnie, aby mu kto nie odebrał tego przywileju. Sama myśl, że Furda mógłby dziś objąć komendę, postawiła go na nogi. Wstał nagle z łóżka, ziewnął wspaniale i trąc oczy przemówił:
— Tylko żeby tam była jaka kobieta z prezencyą, rozumiesz? praesentabel! nie lubię prowadzić tańców przy boku jakiej małej wiewiórki. Daj mi ręcznik. Zmocz go w wodzie!
Ramski umoczył ręcznik w przygotowanej miednicy i własnoręcznie przetarł oczy Łukowskiego, mówiąc:
— Będzie dość wspaniałych kobiet. Doktorowa Łańska, Armanowa, panna Marzyńska...
— To coś nowego? dobrze, dobrze.... ale może już angażowane?
— Ale jest dość kobiet, bądź spokojny! Choćby jedna, druga była zaangażowaną, to jeszcze znajdziesz dość innych.
— Tylko, żeby była z prezencyą! zastrzegł się Łukowski, pluskając się w miednicy. Umyty zimną wodą wytrzeźwiał zupełnie i nabrał humoru, że Ramskiemu serce aż rosło, na widok tak rozweselonego aranżera.