Strona:Posażna panna.djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.
—  95  —

— Powiadam ci Ramsiu! prawił Łukowski ubierając się przed lustrem, kulig udał się przepysznie! Jak świat światem, tak nigdy jeszcze nie tańczono mazura z taką werwą, jak my hulaliśmy. Posadzka drżała od hołubców, a kiedy bractwo uiluminowało się nad ranem, to tak tupało obcasami, jakbyś z pistoletu palił! O dziewiątej rano zaczynaliśmy dopiero białego mazura. Muzykanci tylko przez sen grali, i to bez trąby i klarneta, bo tym tchu już brakło. Mamy i tatki chrapały po kątach, a my z pannami bawiliśmy się aż miło! W każdej figurze naród na komendę klękał na jedno kolano przed pannami. Nareszcie rozpędził nas papa i zaczęliśmy picie, ale powiadam ci, piliśmy co się zowie! Dopiero wczoraj odwieźli mię na noc, spałem do niedawna, nawet we śnie przypomniałem sobie twój piknik, zacząłem się zbierać, ale jakoś się znowu zdrzemnąłem.
— Zbieraj się, zbieraj! naglił Ramski spoglądając na zegarek. Już blisko ósma.
— Zaraz, zaraz. Będę na sali nim skończycie pierwszego walca.
— A tymczasem poangażują damy i zostaniesz bez danserki!
— To być nie może! bez damy nie będę przecież aranżować!
— Więc spiesz się z ubieraniem!
— Zaraz, zaraz. Tylko będę musiał wstąpić jeszcze do golibrody, aby mię ucharakteryzował na ładnego — no — i muszę coś zjeść, bo uczuwam djabelny głód! Od wczoraj nic nie jadłem.
— Ty naprawdę się spóźnisz! rzekł z rozpaczą Ramski i dla przyspieszenia toalety pomagał Łukowskiemu w szukaniu spinek, kołnierzy i wszelkich przyborów.
Wszystko to trwało dość długo, bo dzięki kawalerskiemu porządkowi mieszkania musiał Łukowski za każdym drobiazgiem szukać ze świecą pośród tysiąca gratów rozrzuconych bez ładu. Na biurku leżały poturbowane ordery kotylionowe,