Strona:Posażna panna.djvu/109

Ta strona została uwierzytelniona.
—  108  —

ków, zadowolony, że się nie spóźnił przecie. Czekał, czekał, póki nie nadszedł konduktor, i nie kazał mu się przesiąść gdzieindziej, a wówczas, znowu z trwogą i pośpiechem przeprowadzał się z kuferkami do innego wagonu i jeszcze zwykle czekał dość długo, nim pociąg ruszył nareszcie.
Podobnie zupełnie odbył się obecny jego wyjazd do Lwowa, z tym dodatkiem, że przybywszy zawcześnie, wsiadł do pociągu odjeżdżającego do Wiednia, ale na szczęście konduktor zapytał go dokąd jedzie i kazał mu coprędzej wysiąść, a przyjść za trzy kwadranse na następny pociąg. Wysiadł więc sędzia i otoczony kuferkami oczekiwał na następny pociąg, w którym ulokowany został obok jakiegoś żydka, usiłującego przy wątłem świetle lampy wagonowej odczytać »Neue Freie Presse«, oficera dymiącego straszliwie z włoskiego cygara, kaszlącego jegomościa z małżonką, tulącą do piersi płaczące niemowlę, i malcem, kręcącym się po wagonie i depcącym pasażerom po nogach.
Sędzia odpędzał ręką dym z cygara i wzdychając słuchał monotonnego łoskotu wagonu.


VIII.

W pokoju zastawionym wysokiemi, oszklonemi szafami bibliotecznemi siedział Arman przy biurku pośród papierów i książek. Oparłszy głowę na ręku, zwrócił twarz ku pięknej żonie, siedzącej z boku na krześle i mnącej w ręku niecierpliwie jakąś robótkę.
— Dziwię się Tosiu, mówiła, że jesteś tak niewyrozumiały i nie masz względu na moje delikatne zdrowie, ani na zdrowie Adelci.
— Ależ Andziu! nigdy nie czułaś się chorą!
— Nie jestto choroba, ale usychanie w samotności... nigdy nie szalałam, nie bawiłam się, nie pragnę całkiem tego, ale... dla siostry muszę pragnąć więcej życia... swobody... towarzystwa. Siedzi dotychczas u nas, jak pierwej w klasztorze, nie widząc prawie ludzi.