Strona:Posażna panna.djvu/110

Ta strona została uwierzytelniona.
—  109  —

— Doprawdy nie pojmuję, dlaczego tak nagle uczułaś tę samotność! Wszakżeż bywamy u Piętkiewiczów u Guzowskich, u...
— U samych starych nudziarzy, gdzie się nudzimy.
— Jeździliśmy do Zakopanego, bawiłyście się...
— Pierwszy raz w życiu.
— Teraz karnawał przepędziliście także wesoło...
— Nie przeczę... ale po karnawale siedzimy w domu przy robótkach, jak w więzieniu, bywamy w kościele i u paru starszych rodzin... gdzież Adelcia się zabawi? gdzież wreszcie znajdzie sposobność do zamążpójścia?
— Spotykamy dosyć młodych ludzi, sądzę zresztą, że zbytecznem jest ich szukać, Spisowicz —
— Ja nie mam nic przeciw Spisowiczowi, ale nie widzę powodu uważać go za jedyną partyę dla Adelci.
— Człowiek stateczny, napisał książkę chwaloną...
— Małżeństwo nie polega na pisaniu książek!...
— Ale zdaje mi się, że on się podoba Adelci?
— Podoba! Przecież to pierwszy człowiek, który zaczął jej nadskakiwać, nic więc dziwnego, że zwrócił jej uwagę na siebie. Gdy pozna innych, porówna, dopiero będzie mogła powiedzieć, zdać sobie sprawę, kto jej się właściwie podoba. Musimy jej przecież zostawić swobodę wyboru?
— Nie myślę; nie myślałem wcale namawiać ją lub zmuszać, ale nie rozumiem, dlaczego chcesz dalej szukać kogo, któryby się lepiej spodobał Adelci, skoro jeden już się podoba?
— Choćby się i podobał, to gdzież jest? czy będziemy latami czekali, aż raczy przyjechać po nią?
— Zbyt jesteś prędką, Andziu. Nie może przecież tak spieszyć, nie znając jej wiele, nie upewniwszy się, czy będzie zaraz przyjęty; zresztą jest w urzędzie, bez zezwolenia odjechać nie może... Prawdę mówiąc, gdybyście w Krakowie mniej tańczyły, bylibyśmy go częściej widzieli i zakończyli sprawę w tę, lub ową stronę.
— Zostawmy to zresztą przyszłości, ja nie stawiam