wcale przeszkód, tylko chcę cię prosić, żebyś jej dał sposobność bywania, zobaczenia innych młodych ludzi, poznania świata za murami klasztoru i naszego domu...
— Ależ ja wam nie bronię wychodzić z domu! Gdyby cię kto teraz słyszał, myślałby, że jesteście w więzieniu!
— Nie gniewajże się Tosiu! tego wcale nie mówię!
— Więc czegóż chcesz właściwie?
— Abyś się nie krzywił, gdy się zdarzy sposobność jakiej rozrywki, rautu, koncertu...
— Ale nie... nie... odparł Arman, krzywiąc się nieco, możecie czasem się zabawić...
Armanowa uznała za stosowne nie wymagać więcej na razie i zostawić resztę przyszłości. I kropla wody, gdy ciągle w jedno miejsce uderza, dziurawi kamień, pomyślała, powoli przerobię ja i ciebie... i zostawiwszy męża w bibliotece, odeszła.
Przechodząc przez salon zatrzymała się przed zwierciadłem odbijającem jej wysoką postać. Patrzyła chwilę zadumana i myślała:
— Nie jestem wcale chciwą hołdów, ani zarozumiałą... ale... mogłam przy mojej postaci doznawać więcej uznania... przecież niewinne zbieranie hołdów przezemnie, nie może szkodzić Tosiowi... nigdzie mię nie pokazywał na świat, nigdzie się nie bawiłam, a tyle brzydszych odemnie cieszy się nadskakiwaniem... o Guzowskiej pisali w gazetach, że była królową balu! a przecież nie jest ładna!... w Krakowie umieli mię ocenić, i tu więcej zważanoby na mnie, gdyby mię Tosio w świat wprowadził... Tosio musi dom otworzyć. Będziemy urządzać zabawy, przyjmować gości, bywać u innych... będę, jak prezydentowa z Adelcią sprzedawać kwiatki na balu. Wezmę kremową suknię, lekko dekoltowaną, z żółtą różą we włosach, Adelcię ubiorę taksamo... Gdyby tylko zdarzyła się jaka sposobność do otwarcia domu? do imienin daleko... urodziny jeszcze dalej... ach! sposobności, sposobności tylko, a ja już Tosia przerobię! Dość długo żyłam jak zakonnica!... Kraków otwarł mi oczy!...
Strona:Posażna panna.djvu/111
Ta strona została uwierzytelniona.
— 110 —