oczywiście z odpowiedniem chwili ubarwieniem, t. j. z szerszym poglądem na głębokość i stałość swego uczucia, które, choćby go ocean, choćby miliony mil dzieliły, chociażby mu w drodze stanął najsurowszy ustawodawca, pozostanie niezmienne, stałe, niewzruszone i t. d.
Po wypowiedzeniu tego wszystkiego zdziwił się sędzia sam sobie w duchu, skąd mu przyszła taka swada oratorska. Arman ściskał mu i potrząsał serdecznie rękę, dodając:
— Jestem przekonany... wierzę najzupełniej... domyślałem się oddawna — a po skończeniu perory, przemówił:
— Cieszyłbym się z tego związku nadzwyczajnie hm! ale to zależy od Adelci, hm! poznajcie się tylko, a ja myślę hm! że ona nie będzie miała nic przeciw temu! żona będzie hm! za tem hm! kochany sędzio!
Tu potrząsł znowu Arman ręką sędziego i dodał:
— Kiedyż pan nas znowu odwiedzi?
— Nie tak łatwo o urlop w urzędzie! Może za miesiąc uda mi się znowu przyjechać.
— Oby jaknajprędzej! hm! mam nadzieję, że Adelcia hm! jest rozsądną,.... hm! że się to pomyślnie załatwi. Do widzenia zatem, kochany sędzio!
Do miłego zobaczenia! Te pożegnalne słowa panny Adeli brzęczały w uszach sędziego, gdy zstępował ze schodów mieszkania Armanów. Do widzenia! Trzeba zatem znowu postarać się o urlop. W interesach familijnych, oczywiście — trudno w podaniu napisać: w interesie konkurów! Co powie prezydent na tak częste urlopy? Ech! jakoś to będzie!
Na schodach spotkał pana Koziełka. Filolog przyłączył się do niego, ale sędzia zbyt był zajęty własnymi interesami, aby słuchać użalań filologa na zuchwałego Lola; szedł milcząco naprzód, umyśliwszy sobie pożegnać pana Koziełka na najbliższym rogu ulicy. Ale pan Koziełek zdołał go przecie zaintrygować, odzywając się po chwili milczenia: