Strona:Posażna panna.djvu/130

Ta strona została uwierzytelniona.
—  129  —

ale coś mu chodziło po głowie: festyn czy kiermasz jakiś... straciłem rachubę tych wszystkich facecyj... gdzież one u licha?... może znowu jakie posiedzenie na szlachetny cel? dalibóg!... nie wiem. Zakłopotanie jego wzrosło, gdy sędzia zapytał o żonę i Adelcię.
— Hm! mruknął znowu Arman, wyszły gdzieś na miasto... te dobroczynne zajęcia, uważasz pan, hm! zmuszają czasem wyjść na miasto! hm. Zdaje mi się, że gdzieś kwestują. Hm! zaraz, zobaczę w gazecie... aha! Popołudniu kiermasz ludowy na Wysokim Zamku! z loteryą fantową! aha! tam mają być popołudniu. Przypominam sobie. Pojedziemy tam, to je odszukamy... nie wiem jak z obiadem, hm! Gdzieś są proszone... to jutro, kochany sędzio, będziesz łaskaw do nas na obiad — a popołudniu przyjdę do hotelu... pojedziemy na kiermasz!
Sędzia wrócił nie w humorze do hotelu i siadł do obiadu.
Przy sąsiednim stoliku siedziało kilku mężczyzn, których rozmowa zelektryzowała sędziego. Nie potrzebował podsłuchiwać, bo mówili aż za głośno na restauracyę, wybuchając od czasu do czasu śmiechem, choć sędzia nie widział żadnego do tego szczególniejszego powodu.
— Trzeba naładować mieszek na popołudniu, mówił jeden z sąsiadów.
— I grubo, odparł drugi. Co krok karota na wielką skalę. Losy, bufety, kwiatki, programy! ha! ha!
— Kto będzie przy kwiatach?
— Kto? pytasz się? oczywiście, że panna Marzyńska!
— Ha! ha! i dwaj starce przy niej! to weszła w mod ę!
— A tobie się nie podoba? co? ładna, bo ładna, temu nikt nie zaprzeczy!
— Szkoda, że golizna.
— Szkoda. Ale stary Kruczyński pali się ostatnim płomieniem!... skacze koło niej, o ile mu podagra pozwala, aż miło patrzeć!