Strona:Posażna panna.djvu/131

Ta strona została uwierzytelniona.
—  130  —

— Ha! ha! Miłowski także nadskakuje, ale niema wiele monety, to nie wysadzi Kruczyńskiego.
— Wątpię, czy ona zechce Kruka, stary niedołęga!
— Ale bogaty! ho! ho! ten dusi mnogo grosza!
— Dusiciel boa! ha! ha!
Sędzia porwał się od stołu i chciał zrobić awanturę, ale namyślił się, że niema tytułu prawnego do tego, wsadził więc z gniewem kapelusz na głowę, poszedł do siebie wzburzony, i uspokoił się dopiero wtedy, gdy pojechał z Armanem na ów kiermasz, na którym miał ją zobaczyć.
Przy stoliczku zakrytym kwiatami i tacą z pieniądzmi siedziała pani Anna z Adelcią otoczone licznem towarzystwem. Sędzia poprosił o kwiatek, Adelcia podała nie podnosząc oczu, gdyż była zajętą wyjęciem róży, dopiero gdy sędzia położył na tacy piątkę, spojrzała na hojnego dawcę i poznała go. Zarumieniła się nieco i powitała go. Do rozmowy nie było czasu, bo musiała dokoła sprzedawać kwiaty. Sędzia stanął z boku z Armanem przy pani Annie i musiał się zapoznać z panami Kruczyńskim i Miłowskim, asystującymi jej.
Pan Kruszyński miał koło sześćdziesiątki. Zmarszczoną twarz zdobiły wąsiki widocznie z siwych na blond przemalowane. Włosy, prawdopodobnie z tejsamej przyczyny miały zielonkawy połysk. Miłowski, w podobnym wieku, był przeciwnie czarny jak kruk, nie było na nim widać ani jednego siwego włoska, co właśnie budziło podejrzenie, że był farbowany. Obaj panowie odznaczali się lekką, dowcipną, choć często pieprzną konwersacyą, zaczepiali w rozmowie o Paryż, Londyn, Neapol, widocznie jedli chleb nie z jednego pieca i płci pięknej nie od wczoraj hołdowali.
Nagle zwróciła się panna Adela do sędziego:
— Panie sędzio! proszę poprosić zaraz pana Guzowskiego, żeby mi natychmiast przysłał więcej kwiatów, bo wkrótce braknie!
Sędzia pobiegł na oślep, dopiero ubiegłszy kilkanaście kroków przypomniał sobie, że jest w nieznanem prawie miej-