Strona:Posażna panna.djvu/140

Ta strona została uwierzytelniona.
—  139  —

szono zaręczyny Kruczyńskiego z panną Marzyńską. Całe miasto o tem tylko mówi«...
Plichta rzucił list na stół, wyciągnął się na fotelu, spojrzał w sufit i rzekł po chwili:
— Głupio ci radziłem. Mea culpa, jakby powiedział pan Koziełek. Nie poznaliśmy się na niej. Ja zawsze mówię, że człowiek, to tak jak butelka zakorkowana: niewiadomo, co w niej jest, póki się nie wyleje. Teraz odkorkowała się Adelcia: woli dobry wikt i toalety, niż miłość....
W duchu zaś myślał Plichta:
— A to biedny Spis! Jak go tu pocieszyć? Nie umiem czule przemawiać.
W tem sędzia podniósł głowę i rzekł:
— Rozum mi powiada, że się dobrze dla mnie stało —
— Słusznie, słusznie, poderwał Plichta.
— A jednak będę długo, długo to pamiętać...
— Głupio ci radziłem, nie miej do mnie żalu.
Sędzia podał mu rękę, mówiąc:
— Dziękuję ci za twoją życzliwość, cóż ty temu jesteś winien? Zapomnijmy o tem!...
— Tak jest, wylej ją z twego serca i jedź w świat skoro masz urlop.
— Jadę dziś do Szwajcaryi.
Wyszedł Plichta od przyjaciela i postępował zasmucony. Spotkał go Broński.
— Cóż to? zapytał. Czy jesteś chory, że tak nos na kwintę? Czy może dopiero teraz doszła cię wieść, dawno przez Furdę przywieziona, że owe sto tysięcy panny Marzyńskiej, to bajka?
— Wiedz zatem odpowiedział Plichta, że choć nie jest stutysięczną panną, to będzie zato stutysięczną panią.
— Jakto?
— Idzie za mąż za starego, ale bogatego safandułę. Zaszpuntuj sobie złotą myśl w twej duszy: Baw się z kobie-