zapomiał troski i stał się wesołym, zaczął skakać, jak szalony ze swoim starcem. Starzec chciał się też napić tego wina, Sindbad podał mu banię i starzec wysączył ją do dna. Lecz tak silnie się upił, iż po paru chwilach szalonych skoków starzec zleciał mu z ramion. Sindbad pozostawił go tak, zabiwszy go uderzeniem ciężkiego kamienia w głowę. Poczem udał się na brzeg i oczekiwał pojawienia się jakiego okrętu. Wkrótce dojrzał go; zaczął dawać znaki. Okręt zbliżył się, zabrał Sindbada i odwiózł go do portu. Po drodze dziwiono się bardzo, iż Sindbad wyszedł żywy z tej przygody, gdyż morski starzec dotychczas wszystkich na śmierć zamęczał. Ogromnie zdumiewano się nad tem, iż to Sindbad starca uśmiercił, a nie na odwrót. Z portu Sindbad udał się z powrotem do Bagdadu
Przez jakiś czas siedział Sindbad w Bagdadzie. Zdawało się, że już mu się wszelkie trudy przygód i podróżowania sprzykrzyły. Lecz oto po jakimś czasie znów do drogi zaczął się szykować. Rodzina odradzała mu, lecz on nie zwracał na to uwagi i udawszy się do portu, przysiadł na okręt, który akurat w morze wyruszał. Wsadził nań swoje towary i pojechał. Przez długi czas płynęli szczęśliwie i Sindbad bardzo dobre interesa robił, zamieniając swoje towary na wyspach okolicznych.
Aż pewnego razu kapitan oświadczył podróżnym, że dostali się w okropny wir, z którego nie ma wyjścia zu-