pełnie. Obok nich była jakaś nieznana nikomu skalista wyspa, z dziwną pieczarą i otworem do niej. Aż raz okręt uderzył ogromnie silnie o tę skałę i rozbił się cały; wszyscy potonęli, tylko Sindbad ocalał.
Zrobił on sobie z desek po rozbitym okręcie tratwę i na niej udał się w głąb pieczary. Długi czas płynął. Pieczara zwężała się coraz bardziej, aż w końcu zwęziła się tak, iż łódka z trudem się przeciskała. Wreszcie i Sindbad nie mógł się już siedzący pomieścić i wkrótce uderzył silnie głową o głaz. Straci przytomność. Gdy się obudził, leżał na murawie, na jakimś brzegu, a obok niego uwijało się moc czarnych postaci.
Dowiedział się od nich, iż jest na wyspie i w państwie ogromnie bogatego króla Seradyby. Zaprowadzono go do króla i gdy Sindbad rzucił się na ziemię, ten podnieść mu się kazał i bardzo uprzejmie go przyjął.
Kazał sobie opowiedzieć wszystkie przygody i ogromnie mu się Sindbad podobał. Następnie Sindbad opowiedział skąd pochodzi, opowiadał mu o swoim kraju, o Kalifie, tedy król Seradyba obdarzywszy najpierw Sindbada sowicie, wręczył mu list do Kalifa Harema Alraszyda i ogromnie bogate podarki dla niego i wysłał go ze świtą do Bagdadu na swoich własnych okrętach.
Kalif przyjął Sindbada bardzo uprzejmie, dziwował się tak cennym podarkom i kazał sobie o przygodach Sindbada, a także o bogactwie państwa króla Seradyby opowiadać i również Sindbada sowicie wynagrodził.
Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/39
Ta strona została uwierzytelniona.