Tymczasem Achmed, ogromnie zaciekawiony, gdzie się jego strzała podziać mogła, gdyż widział ją dobrze jak leciała prosto, po wypuszczeniu z łuku, udał się w prostym kierunku od miejsca strzelania, rozglądając się ciągle, czyby jej nie dojrzał.
Po długiej wreszcie wycieczce dojrzał ją o 3 mile od miejsca strzelaniny, leżała pod ogromną skałą.
Podniósł ją i dojrzał tuż koło niej olbrzymie drzwi żelazne w skale.
Pchnął je nogą silnie, a otwarły się wnet.
Achmed ujrzał się w długim korytarzu wąskim. Szedł przez niego pewien czas, aż wreszcie korytarz zaczął się rozszerzać i wkońcu wyszedł Achmed na olbrzymi plac, na którym stał piękny, bogaty ogromnie pałac. Z pałacu wyszła urocza jak zjawisko kobieta i powitała Achmeda:
— Jak się masz Achmedzie. Wiedziałam dobrze, że tu przyjdziesz, jak również znam całą twoją historię i twoich braci, wasze podróże i konkury, gdyż jestem wszechwiedzącą wróżką Pari-Banu zwaną. Otaczają mnie tu olbrzymie bogactwa w tym pałacu, po za tem posiadam dużą władzę, jako czarodziejka.
Achmed przepraszał bardzo piękną wróżkę Pari-Banu, iż tak niebacznie wtargnął do jej królestwa, lecz ta nie gniewała się wcale.
Achmedowi ogromnie podobała się wróżka i zakochał się w niej odrazu; ta zgodziła się oddać mu swoją rękę, lecz z warunkiem, iż nigdy nikomu nie wyjawi z kim się ożenił.
I odtąd żyli we dwoje i na niczem im nie zbywało, gdyż wróżka była ogromnie bogata i posiadała tak wielkie skarby, iż wobec niej ojciec Achmeda był jeszcze ubogim człowiekiem.
Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/49
Ta strona została uwierzytelniona.