Zaniósł je sułtanowi do miasta i otrzymał po 100 sztuk złota za każdą. Niezmiernie był ucieszony, gdyż nigdy tyle pieniędzy naraz nie miał.
Sułtan tymczasem kazał ryby te specjalnie usmażyć. Lecz gdy kucharka je na drugą stronę po przypieczeniu przewrócić chciała, rozstąpiła się w kuchni ściana, wyszła z niej piękna jakaś kobieta w królewskim stroju i wrzuciła do ognia. To samo powtórzyło się i drugi raz z rybkami przyniesionemi przez rybaka przyniesionemi już w obecności sułtana, którego fakt ten ogromnie zaciekawił.
Sułtan domyślał się w tem jakichś czarów i postanowił to wykryć.
Rybak zaprowadził go do tego jeziora, lecz go już tam nie zastali, tymczasem idąc dalej natrafił sułtan na wspaniały pałac, ogromnie bogaty w środku pełny pereł, złota z niezmiernymi skarbami wszędzie. Gdy wreszcie do największej sali wszedł, dojrzał w niej tron i na tronie siedzącą postać męską w koronie.
— Niech cię nie dziwi cudzoziemcze, iż nie wstaje na twe przybycie, lecz jestem od pasa skamieniały i ruszać się nie mogę — rzekł mu siedzący na tronie.
Sułtan zaczął wypytywać o powody tego i dowiedział się od siedzącego na tronie mężczyzny, iż był on niegdyś królem rozległego ogromnie państwa, które składało się z czterech wysp, na których stały piękne miasta. Żona zaś jego, bardzo zła kobieta, postanowiła go kiedyś zakląć i zamieniła go w ów posąg o żyjącej głowie, zaś państwo jego w jezioro, a wyspy w góry; ludzi zaś w złote ryby, które postanowiła jeszcze wrzucać do ognia sama przy smażeniu.
Strona:Powieści z 1001 nocy dla dzieci.djvu/54
Ta strona została uwierzytelniona.