Strona:Poznań ostoją myśli polskiej.pdf/62

Ta strona została uwierzytelniona.
60

Zebrało się trzydzieści dwa tysiące narodu, a, gdy z tych odpędził bojaźliwych tchórzów, nikczemnych, małodusznych i plugawemi namiętnościami skażonych, zostało „wolnych“ — trzysta…
A ponieważ ten jeden talent potęgą organizacyjną prałata Wawrzyniaka istotnie dziesięciorako się pomnożył, więc „Ostoja“ — tym razem już nie Spółka Wydawnicza, ale ucieleśnienie posłanniczej IDEI polskiej, pragnącej się na zewnątrz ujawnić w wielkim czynie, wyciąga ramiona ku tej przyszłości, w której ma się dokonać ten cud, że powstanie — NASZ DOM!
„Ons huys“ „nasz dom“ — czytamy w programie „Ostoi“ — wyryto złotemi głoskami na frontonie wspaniałego gmachu, jaki robotnicy flamandcy dla siebie wystawili i z dumą go cudzoziemcowi w Gandawie pokazują — oby nadszedł ten czas, kiedy Poznańczyk będzie mógł wskazać na „Ostoję“, jako na nasz „Ons Huys!“
Najkosztowniejszym wytworem onego tajemniczego związku między jednostką, a całością, wyobrażającą IDEĘ tych jestestw, IDEĘ, że „jeszcze Polska nie zginęła“, jest nasza bogata kultura i sztuka, jedyna trwała rękojmia naszego istnienia, jedyna podstawa naszego Bytu narodowego, bez której nie byłoby już śladu Polaka na ziemi.
Z chwilą, gdy Polak traci łączność z swoją kulturą, w najrozciąglejszem znaczeniu tego słowa, gdy staje mu się obojętną, albo inną nad nią przenosi, przestaje być Polakiem, wynaradawia się, staje się odszczepieńcem.
Nieliczna garść Polaków, którzy zniemczeli, zmoskwiczeli, lub przeważnie zfrancuzieli, prawie cała nasza wielka arystokracja, która ma tylko tyle wspólnego z Polską, że ma w posiadaniu wielkie obszary jej ziemi — to wszystko ludzie, dla których kultura polska nie była dostępną, jak większej części tych rodaków, którzy są zmuszeni stale za granicą przebywać i z obcym żywiołem się łączą — albo też ci, którzy jej bogactwa nie znają, głębi jej nie pojmują, a w głupiem zaślepieniu jej wartość za nic sobie mają.