pod dowództem pułk. Majewskiego. Pułk sowiecki został rozbity a napędzony na piechotę pułk. Żguna doszczętnie rozgromiony. Świadczą o tem dokumenty, które posiadam i mogą poświadczyć setki uczestników, którzy pod mojem dowództwem wówczas brali udział w walce.
Plotka jednak szerzy się z krzywdą dla ludzi zasłużonych i walecznych.
Dlatego też i te wzmiankę podaję, do czego zdolne są obce agentury i bezczelni pismacy, będący na ich usługach.
Curzia-Malaparsza nigdy nie spotykałem i nie znałem go. Jest on podobno zdolnym publicystą, był ongiś komunistą, jakiś czas faszystą, dziś — sympatyk hitlerowców. Że, jak powiedziałem, objętość broszury nie pozwala mi udzielić miejsca dla szczegółowszych rewelacyj, będę się streszczał.
Wracam do czasów mej rekonwalescencji w Petersburgu.
W Petersburgu w szpitalu Ebermana znalazłem się dziwnym trafem w sąsiedztwie mego przyjaciela z dni pierwszych wojny, Jerzego Dąbrowskiego wówczas również rotmistrza i Polaka, kapitana Witkowskiego, który ciężko był rannym razem z Dąbrowskim postrzelony przez Niemców, spadł z aeroplanem na froncie pod Rygą. Witkowski zmarł, Jerzy Dąbrowski w dużej mierze przez swe stosunki i znajomość w Petersburgu dopomógł formacjom polskim na terenie Rosji.
Wówczas jeszcze będąc chorym, przystąpiłem do formowania pułku konnego w Łudzę. A więc po rozformowaniu pod dyktando Sztabu niemieckiego, dywizjonu polskiego przez komunistów, część dywizjonu wcieliłem do tego konnego pułku z większą liczbą oficerów Polaków, a więc: braćmi Bohdanem i Jerzym Dąbrowskimi, Chodonowiczem,