Strona:Pro Arte r5z2.djvu/10

Ta strona została skorygowana.
8PRO ARTE


zachciewa. Dobre dziecko! Nie ma się odwagi narzucić mu jedynej kategorji prawidłowej“: robię to, czego nie chcę, czemu sprzeciwia się zwierz we mnie. Naśladuję Aleksandra i różnych podniosłych bohaterów ludzkości, dążących szlakiem Chrystusa, nie zaś Antychrysta.
Otośmy u celu: wolna dusza rosyjska... to wcale nie ściśle słowiańskie, czy jakieś mongolskie — hulaj dusza bez kontusza! — to niechęć arcyludzka do przełamywania swej woli — w Imię Wolności... Wolny Człowiek dziś tu jest, nad błękitnem źródłem: a jutro odejdzie w posuchę — bez jęku, by nie śmiał się z niego Przekorny Los. Śmieszność zabija. Wolny człowiek jest dziedzicem Nieśmiertelności. Taki miał być prawy Epikurejczyk: posiadam, lecz nie jestem posiadany — nie jestem w niewoli u złotogłowiu, który posiadam, u miłości, którą posiadam, u przyjaciela, do którego duszy klucz posiadam. Jestem nietykalny... z nietykalnymi. Tej drugiej części postulatu nie uznają Dżyngischanidzi. Znają swoje prawa; nie chcą znać cudzych. — Jedno słowo przyswojone z języka Wielkiego Chana, brzmi: bohater (behadyr). Ale drugie brzmi — bałamut... Obnoszone słowo. Don Juan, czy Schnitzlerowski Anatol — to Dżyngischanidzi. Najmilsi ludzie!... Bawią się domkami z kart, serduszkami z piernika, czasem człowieczem serduszkiem. I nudzą się. Dzieci mają talent nudzenia się między jedną zabawką a drugą. Wtedy stara guwernantka w pasji woła: „Pluj i łap ślinę!“ Nowe bałamuctwo.
Chciałoby się zajrzeć do dusz inteligentów rosyjskich — z tych, co rzucili się w odmęt bolszewizmu. Czy tam na dnie kamieniem ciężkim nie spoczęła szara nuda? Więc bawią się gołąbki: jad plują — i łapią, wiedząc, że to zabawa. Nie można gorszej krzywdy dziecku zrobić, jak pokazać pustkę w grzechotce, w której kochało światy. Rosyjski hyperinteligent nie jest dzieckiem: jest kabotynem, genjalnym kabotynem, cudownym obłudnikiem. Antychrystem poezji. Dziecko woła: „ja chcę!...“ sukni w kratki; ja chcę jechać do miasta, ja na wieś... Sławetne pociągi bolszewickie zaczęły kursować tam, dokąd chcieli poszczególni pasażerowie. Ład objektywny zakłóciły wole jednostek: aż stał się ucisk powszechny.
Kto ciekaw Goga i Magoga, niech zobaczy mapę katalońską z XIV wieku w Albumie Rytownika Polskiego (Poznań, 1854). „Gogimagog“ wyszedł tu na symbol jednostkowy potworności śmiesznej: pędzi na pstrym koniku pod chińskim parasolem — zastąpił mu drogę Chrystus, nie puszcza dalej. Rzeszy błogosławionych rozdane są złote różdżki Miru. — Czy Zło potęgą jest w Bajce tylko? Czy Aryman, czy „Antychryst“ ma być w rzeczywistości czemś miałkiem, burem, jakimś złośliwym, śmiesznym piachem, co godzi w słońce? — Z równem powodzeniem ofiarne jagnię z białą wełną jest niepoczesną rzeźbą w karmelku!
To pewna, że protest przeciw materjalistycznemu tylko sposobowi pojmowania socjalizmu zyskuje na wadze, gdy wychodzi z uduchowionych ust — chronicznie głodnawych ludzi. Człowiek w dziurawych butach i połatanej odzieży, solący herbatę i cukrzący chleb, choć potrafiłby nanowo polubić zwierciadło i resztę grzechów śmiertelnych, tyle jednak obrusza „filistynów“ swym idealistycznym socjalizmem, swym głodem rozkoszy... światła — na codzień — dla wszystkich, co mięsisty jakiś towarzysz, głodny rozkoszy... pieczeni — na codzień — dla wszystkich. Nie! Towarzysz zaparłby się wręcz światła: ukrzyżowałby dziwoląga... w imię pieczeni. — Pokój wam! — To poważna różnica, że przyszła do nas pierwej książka — głód piękna, czy głód prawdy — a potem głód fizyczny... że nie porwał nas od dziecka tryb maszyny: bo ten głuszy pierwej wolę światła.
Chrystusa zwą światłością świata i miłością. Antychryst idzie stamtąd, gdzie mocne ciało bierze głodem swoim górę nad mdłym duchem. — Jerozolima Słoneczna staje w nas, gdyśmy tłustość jedli — do przesytu; krew pili — do przepicia; potem jesteśmy trzeźwi; pościmy. „Spowiedź“ Augustyna przywiodła go do „Królestwa Bożego“. Czy przywiedzie tam kogobądź, co sam nie położył się kobiercem hańby do stóp Antychrysta — i nie uwolnił się sam?

ZOFJA REUTTÓWNA.