Strona:Pro Arte r5z2.djvu/8

Ta strona została skorygowana.
6PRO ARTE


jedności; możemy się nie dziwić, że topiel krwi wyczyszcza ją dłużej... o tyle dłużej, o ile X przerasta naszą jedność. — Czekamy Święta. —
Przychodzi tylko raz po razu do głowy, czy ludzkość nie bieży do Królestwa Miru szlakiem Antychrysta? — Człowiek, powstający z długiej choroby, skarżył się na torturę moralną, której doświadczał, gdy wpatrywał się nocą w twarz Chrystusa nad łóżkiem: dwoiła mu się. Czy to Sędzia Straszliwy, spychający w ogień wieczny drzewcem Krzyża, czy Dobry Pasterz, który chodzi daleko w pustynię po jedną zbłąkaną owieczkę? — Człowiek ten nie czytał Mereżkowskiego: nie wiedział nic o słodkim mistrzu Leonardzie, który w zgorączkowanej świadomości ucznia wydziela z siebie złowieszczego, niepokojącego sobowtóra.
Niesamowity mnich, Juljan Odstępca; genjalny malarz Wieczerzy; Piotr, uderzeniem tarana wywalający Rosji Monomachów „okno do Europy“; Napoleon, którego niemniej nagle zrodzone słowo zbyt długo stawało się ciałem, jakby piorunem ciął: zapewne, tu są cnoty czarnoczerwone, Antychrystowe. W Wilhelmie nie czuli nawet wielbiciele fascynującej głębi. Maszynę swoją przednio nakręcił; ludzkie mięśnie naoliwił; nie spił nerwów haszyszem. —
Skąd haszysz tryska? — Bardzo dziwne sprawy rodzą się od wieków na Wschodzie. Ex oriente lux... Nie, że germanowie — barbarzyńcy ze Wschodu, przyszli, kładąc kres potędze Romy pogańskiej, by wstało wieczne miasto Piotrowe; nie, że turcy, nowi barbarzyńcy, śmiertelnie zranili grecki świat, że dzięki temu reszta helleńskiej krwi zasiliła organizm Europy, krzepnący w stęchłych pieczarach scholastyki; nie, że lat temu dwadzieścia zaczęto wołać na alarm wobec „żółtego niebezpieczeństwa...“ Nowy zalew ze Wschodu, nowa era! co za harmonijne, estetyczne węzły w nawrocie podobnego nawet na polu historji!
Zaczytywano się u nas w pewnych kołach książką Buszczyńskiego „(Upadek Europy“). Oto przeżyliśmy już tę wcale dokładnie przepowiedzianą wojnę europejską: czekajmyż światowej! Nie o to chodzi. — Chodzi o rewolucję socjalną, która prze z bliższego Wschodu — prze, jak niegdyś Atylla, co zwał siebie „biczem Bożym“ na grzesznych mocarzów, złych książąt, występnych kozłów tego świata, przelewających się kłębem tłuszczu i rozpusty we krwi maluczkich. To także jeden z mniemanych... Antychrystów!
Wypadnie tu przypomnieć jeszcze jednego — doprawdy chyba najciekawszego z nich: wielkiego Dżyngischana. — Wielki, wielki, czerwonoczarny Dżyngischan parł się ogniście i krwawo Czarnym Szlakiem zgliszcz i śmierci, sięgał po serce Europy i chciał je zdusić... zatamować krążenie normalne i dać światu nowe serce. Tak jest, nowe serce. Rozpocząć nową erę: wielkie Święto ludzkości. Czy to żart szalonego? Nie, wielki Dżyngischan nie był szaleńcem. Logika mongolska jest — żelazna. Warto czytać historję mongołów barona d’Ohsson: artyście może dać wiele więcej, niż Deotymie — „Branki“; myślącemu zapewnia rozkoszną grę fal asocjacyjnych.
Co niesie nam chrzęszczące stalą imię Wielkiego Chana? Dżyngischan — „wódz potężnych...“ gdy mongoł znaczy przeciwnie — prostaka i nędzarza... Błysnął, jak meteor, ktoś — potworna indywidualność — kto sam jeden z nędzarzy postanowił uczynić panów świata. Zakroił plan kamienny — per fas et nefas... Nie, ten człowiek wydaje się wręcz po sercu Nietsche’go: rośnie poza dobrem i złem. Zna jedną prawdę — moc. Mocą zamienia skarby ziemi we własność jedynego. — Hasło Stirnerowskiego solipsyzmu — „Jedyny i jego własność“ — rzucone brutalnie, fizycznym konkretem. Na niebie jeden Wielki Bóg, a na ziemi jeden Wielki Chan... pasterz ludów.
Pasterz. Bo pocóż to wasze dukwienie nad ojczystym zagonem?! — Świat szeroki... „Nie zagrzewaj miejsca długo; gnić bezradnie — hańba, srom!“ — rzuca Goethe, Wilhelm-Meister, mocnemu człowiekowi. — Różnym sposobem zwycięża się świat, aby nas przypadkiem... świat nie zwyciężył: aby nie skarleć; aby nie osłabnąć, jak lew, król pustyń, uwikłany w sieci; nie rozproszyć się na drobne szelążki. — — Nie uprawiaj zboża, nie będziesz tęsknił za złotem pszenicznego łanu; smętek osłabia! — Nie buduj domu — — wyplenisz zazdrość w sercu swojem, że kto inny ma pałace; lepszy będziesz! — Jurty mongolskie równoczarne, z jednakiej pilśni...