Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/006

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, więc czymże ty jesteś? Gdy przed sześciu laty wychodziłam za ciebie, wierzyłam, że ty sam myślisz, że jesteś najlepszym chirurgiem i sławą w nauce.
Dobraniecki zmienił ton. Oparł się o brzeg biurka, pochylił się nad żoną i zaczął łagodnie:
— Kochana Nino, musisz przecież zrozumieć, że są pewne stopniowania, jest pewna hierarchia, są różne stopnie uzdolnień i wartości ludzkich... Jakże możesz mi robić zarzut z tego, że mam dość samokrytycyzmu, by ocenić, że Wilczurowi ustępuję i muszę ustępować pod wielu względami?... A zresztą...
— Zresztą — wpadła mu w słowo — nie mamy o czym mówić. Znasz dobrze moje zdanie w tej materii. Jeżeli tobie brak ambicji i woli zwycięstwa, ja mam jej aż nadto. Nie pogodzę się z rolą żony jakiegoś zera. I ostrzegam cię, że jeżeli dojdzie do tego, że w końcu będziesz zmuszony przenieść się na praktykę do jakiegoś Pikutkowa — ja z tobą nie pojadę.
— Nino, nie przesadzaj.
— O, bo na tym się skończy. Myślisz, że nie wiem. Już teraz Wilczur forytuje docenta Biernackiego. Zepchną cię na sam dół. Ja nie mam za co wykupić mego futra od kuśnierza! Ciebie to oczywiście nic nie obchodzi, ale ja tego nie cierpię, ja nie jestem stworzona do tego, by być żoną jakiegoś nędzarza. I ostrzegam cię...
Nie dokończyła, lecz w głosie jej zabrzmiała aż nazbyt wyraźna groźba.
Profesor Dobraniecki powiedział cicho:
— Nie kochasz mnie, Nino, nigdy mnie nie kochałaś...
Potrząsnęła głową:
— Mylisz się. Ale kochać mogę tylko prawdziwego mężczyznę. Prawdziwego, to znaczy walczącego, zwycięskiego, takiego, który nie zna granic ofiarności dla swojej kobiety.
— Nino — odezwał się z wyrzutem w głosie. — Czyż nie robię wszystkiego, co w mojej możności?
— Nic nie robisz. Jesteśmy coraz biedniejsi, coraz mniej z nami się liczą, jesteśmy usuwani w cień. A ja nie jestem stworzona do życia w cieniu i pamiętaj, że cię o tym ostrzegłam!
Wstała i skierowała się do drzwi. Gdy już miała rękę na klamce, zawołał:
— Nino!
Odwróciła głowę. W jej oczach, które przed chwilą, jeszcze jarzyły się gniewem, dostrzegł przerażający chłód.
— Co mi chcesz jeszcze powiedzieć? - zapytała.
— Czego ode mnie żądasz?... Jak mam postępować?...
— Jak?... — zrobiła trzy kroki ku niemu i powiedziała dobitnie: — Zniszcz go! Zniszcz! Usuń z drogi! Stań się tak bezwzględnym, jak on, a potrafisz zachować swoją pozycję!
Zatrzymała się przez chwilę i dodała: