kolwiek krokiem, jeżeli krok ten mógł zbliżyć ją do celu. Po kilku dniach z tego właśnie powodu między nią i mężem doszło do ostrej scysji.
Profesor Dobraniecki podczas konsylium u jednego z pacjentów usłyszał od doktora Hryniewicza tak nonsensowny zarzut pod adresem Wilczura, że przez samo poczucie przyzwoitości, musiał mu zaprzeczyć. Zarzut polegał na tym, że rzekomo Wilczur w niektórych wypadkach zamiast leczenia stosuje znachorskie „zamawianie”. Dobraniecki przez moment przypuszczał nawet, że w stosunku do niego Hryniewicz ucieka się do podstępnej prowokacji.
— Nonsens, panie kolego — powiedział krzywiąc się. — Jak pan może wierzyć, podobnym niedorzecznościom.
— Moja siostra słyszała to od pańskiej żony — odpowiedział lekarz.
Dobraniecki bąknął coś o nieporozumieniu, które tu musiało zajść, jednak po powrocie do domu zaczął robić żonie gwałtowne wymówki.
— Ty doprawdy nie znasz miary i nie masz poczucia zdrowego sensu. Przecież ty w ten sposób tylko mnie kompromitujesz. Przecież nie można w ludzi wmawiać absurdów, którym nikt rozsądny nie uwierzy.
Pani Nina wzruszyła ramionami.
— A jednak widzisz, że uwierzyli.
— Albo udawali, że wierzą — podkreślił z naciskiem.
— Mój drogi, bądź przekonany, że jeżeli o kimś mówisz źle, zawsze ci uwierzą.
— A jednak proszę cię, Nino, byś pohamowała swoją akcję. Wilczur doskonale się orientuję, komu może zależeć na psuciu jego opinii. W jego zachowaniu się w stosunku do mnie w ostatnich dniach dostrzegam coraz więcej rezerwy i chłodu. Gdy zostanie wyprowadzony z równowagi, może mi bardzo zaszkodzić.
— W jaki sposób?
— W bardzo prosty. Może mnie oskarżyć o kampanię oszczerczą przeciw niemu.
Uśmiechnęła się ironicznie.
Mimo całej oszczerczej kampanii śmierć Donata nie zdołała obalić autorytetu profesora Wilczura, zachwiała nim jednak poważnie. Najdobitniej wyraziło się to na dorocznym zebraniu Związku podczas wyborów.
Pozycja Wilczura była wciąż jeszcze tak mocna, że Dobraniecki uważał za rzecz wskazaną cofnąć swoją kandydaturę na stanowisko prezesa i wysunąć kandydaturę Wilczura. Nastąpiło głosowanie i Wilczur został wybrany. Lecz o ile przed dwoma tygodniami wybór nastąpiłby jednomyślnie, tym razem przeszedł tylko nieznaczną większością kilku głosów, przy wielu wstrzymujących się od głosowania.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/026
Ta strona została uwierzytelniona.