Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/037

Ta strona została uwierzytelniona.

nie ugnie się przed podłością nikczemnych intrygantów, wszyscy uczciwi staną po jego stronie!...
Profesor Dobraniecki przybladł i zmarszczył brwi:
— Wszyscy stoimy po jego stronie — powiedział dobitnie.
— Tak? Czy i pan też, panie profesorze? — spojrzała mu wprost w oczy.
Dobraniecki nie umiał ukryć wzburzenia.
— Moja droga pani. Wówczas kiedy pani jeszcze chodziła w pensjonarskim mundurku ja wydałem książkę z życiorysem profesora Wilczura! Jest pani za młoda i zanadto pozwala pani sobie lekceważyć dystansy. Nie uważam, bym potrzebował wyjaśniać to pani dobitniej.
Doktor Łucja zmieszała się: rzeczywiście między nią a Dobranieckim był taki dystans, jaki między generałem a szeregowcem i tylko nagłe oburzenie pozwoliło jej o tym zapomnieć na chwilę.
Korzystając z tego, że Dobraniecki po ostatnim słowie odwrócił się do docenta Bernackiego, Łucja wyszła z gabinetu. Kolskiego znalazła na drugim piętrze; kończył właśnie opatrunek. Była tak roztrzęsiona, że powiedział:
— Czy się coś stało?
Potrząsnęła głową:
— Nie, nic. Nic ważnego. Tylko oni znowu coś knują. Chciałam z panem pomówić.
— Dobrze — skinął głową. — Za pięć minut będę wolny. Niech pani zaczeka w moim pokoju.
W jej oczach był smutek i niepokój.
Gdy przyszedł, siedziała przy biurku i płakała.
— Jakiż obrzydliwy, jakiż wstrętny jest świat.
Kolski delikatnie wziął końce jej palców i odezwał się tonem perswazji.
— Zawsze był taki. Walka o byt nie jest dziecinną zabawą, ani grą towarzyską, tylko wojną, nieustającą wojną, w której zarówno zęby, jak i pazury są równie dobrą bronią, jak słowa. Trudno. Tak już widocznie musi być. No, niechże się pani uspokoi, panno Łucjo, niechże się pani uspokoi.



ROZDZIAŁ IV.


Prezes Tuchwic w zamyśleniu stukał ołówkiem po pliku cienkich kartek, zapisanych maszynowym pismem.
— Przeczytałem pański memoriał, panie profesorze — mówił nie podnosząc oczu na siedzącego po drugiej stronie biurka Dobranieckego — przeczytałem i muszę panu powiedzieć, że stawia pan mnie w niesłychanie przykrej sytuacji. Oczywiście