policyjnym. Album czułby się zachwycony jego dostojną fizis. A teraz odejdź, niegodny murzynie i zostaw nas samych, albowiem ma się ku wieczorowi.
Profesor dał znak ręką i Józef, który szykował się do ponownego skoczenia w stronę Jemioła, wzruszywszy ramionami, skierował się do drzwi.
— Dawco wszelkich rozkoszy — zawołał pośpiesznie Jemioł. — Rozkaż swemu mamelukowi, darling, by przyniósł jakiś płyn żrący, którym byśmy mogli napełnić nasze trzewia. Jako chirurg powinieneś wiedzieć, że nic tak dodatnio nie wpływa na gojenie się ran, jak czterdziestopięcioprocentowy roztwór alkoholu. Doprowadź kurację do końca.
Profesor uśmiechnął się:
— Kiedy cię wypisano z lecznicy?
— Dzisiaj, królu! Aujourd'hui. Mglistym, grudniowym porankiem wyszedłem w świat chłodny i obcy i każ mi dać wódy, w imię miłości bliźniego, lub jakiekolwiek inne imię, jakie ci w danej chwili na myśl przyjdzie.
Na pytające spojrzenie służącego profesor odpowiedział potwierdzającym skinięciem głowy. Cyprian Jemioł swobodnie rozsiadł się w fotelu i gdy Józef wyszedł zaśmiał się krótko:
— O profan, o ciemna masa. Sądził, że zamykając przede mną drzwi uniemożliwia mi zobaczenie ciebie, drogi mistrzu. Kiedyś wprawdzie były takie czasy, że drzwi istotnie stanowiły dla mnie jakąś zaporę. Upewniam cię, że to były czasy dawne. Mam zaś dziwne przyzwyczajenie nie wierzyć, że kogoś nie ma w domu, jeżeli go jednocześnie widzę przez okno. A właśnie idąc tu, ujrzałem w oknie twoje popiersie, darling.
Profesor powiedział:
— Nie przyjmuję nikogo, bo chcę odpocząć. Dlatego służący otrzymał polecenie...
— Satis. Przebaczam ci. Jestem wspaniałomyślny i wyrozumiały. Też czasami szukam odosobnienia, dzieje się to jednak tylko w tych wypadkach, gdy rozporządzając stosunkowo tylko nieznaczną ilością alkoholu narażony być mogę na czyjś łaskawy współudział w konsumcji. Jak sądzę, ukrywasz się, mój drogi eskulapie, z jakichś innych powodów. Mniejsza o nie. Ja jednak musiałem ci złożyć podziękowanie za to, żeś moje doczesne szczątki pozszywał i jakoś doprowadził do stanu użyteczności publicznej. Właściwie mówiąc, nie wiem, czyś przez to nie obraził wieczności, która czeka na mnie z rozgorączkowaniem. Wyobraź sobie chóry anielskie i nie mniej efektowne chóry szatańskie, przekrzykujące się wzajemnie według wszelkich zasad operowych w sporze o moją wzniosłą duszę. A tu tymczasem jakiś facet, jakiś homo simplex, rozporządzający dziwaczną umiejętnością cerowania ludzkich kiszek wydziera im tę pożądaną zdobycz.
Wilczur zaśmiał się:
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/045
Ta strona została uwierzytelniona.