Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/096

Ta strona została uwierzytelniona.

Bilety Łucji i Wilczura zostały przedziurkowane. Z kolei konduktor zwrócił się do Jemioła patrząc nań nieufnie:
— Pański bilet?
— Charonie, perfidnie eksploatujący twórczą inwencję Stevensona dla niskich celów kapitalizacji etatystycznej. Czy nie budzi się w tobie spontaniczna dezaprobata tych tendencyj cywilizacyjnych, które wplątały cię w tryby fiskalizmu, paraliżującego liberalizm lokomocyjny i intensywną penetrację interregionalną?
Stropiony konduktor powiódł wzrokiem po obecnych i odezwał się już całkiem niepewnie:
— Mnie tam wszystko jedno. Pan będzie łaskaw bilet do kontroli...
— Cha, cha, cha, — zaśmiał się Jemioł. — Więc naprawdę pieścisz w swej duszy słodkie złudzenie, że mogę posiadać coś takiego?
— Ja tu nie na żarty przyszedłem — obruszył się konduktor — i niech pan mnie nie tyka, bo z panem świń nie pasłem. Proszę o bilet, albo wysadzę pana na najbliższej stacji.
— Nie przyjdzie ci to tak łatwo, królu, albowiem przepisy, którym musisz niewolniczo ulegać, powiadają, że pasażer, który nie zdążył kupić biletu, może to uskutecznić w wagonie za pewną nieznaczną dopłatą. Ja właśnie jestem takim pasażerem.
To rzekłszy przybrał pogardliwy wyraz twarzy i wydobywszy z kieszeni pękaty portfel Wilczura, wyciągnął z pliki banknotów jeden wręczając go konduktorowi.
Obfita zawartość pugilaresu zdziwiła konduktora. Była dlań zupełną niespodzianką, gdyż swoim wprawnym okiem, już wchodząc do przedziału, ocenił tego pasażera jako włóczęgę bez grosza przy duszy. Teraz przyszło mu na myśl, że może to być jakiś dziwak.
— Czy pan też jedzie do Ludwikowa? — zapytał rzeczowo.
— Do Ludwikowa? — zaciekawił się Jemioł. — Tak, przyjacielu, podziwiam twoją domyślność. Istotnie jadę do Ludwikowa. Natomiast będę ci wdzięczny, Archimedesie, jeżeli mi powiesz, po kiego diabła.
Konduktor podał mu bilet i wzruszył ramionami:
— Pan tak do mnie doprawdy dziwnie mówi.
Gdy się wycofał, Jemioł westchnął:
— No i widzisz, generale, sam o tym nie wiedząc zafundowałeś mi bilet do jakiegoś parszywego Ludwikowa. A to przyjm ode mnie w darze, jako skromny dowód wdzięczności.
Powiedziawszy to podał Wilczurowi jego portfel.
— Ależ... ale to mój portfel — zdziwił się profesor.
— Tak, przyznał Jemioł — i tej właśnie okoliczności zawdzięczam to, że nie stał się moim. Ach, faraonie, wzbudziłeś słabość w moim lwim sercu. Niech tam. Wspaniałomyślnie