zwracam ci ten opasły przedmiot, dobyty nakładem znacznego doświadczenia i niejakiej wprawy palców. A na przyszłość nie radzę ci, Midasie, wieszać palta tuż przy drzwiach przedziału.
Wilczur był widocznie zażenowany całym tym zdarzeniem, natomiast Łucja spoglądała na Jemioła z niedającym się ukryć niepokojem. Nie zwracając na to uwagi perorował dalej. W pewnej chwili zapytał:
— Czy to czcigodni państwo jadą do owego Ludwikowa?
— Tak — potwierdziła Łucja.
— W każdym razie proszę mnie uprzedzić, kiedy będzie ta stacja, bo muszę kazać służbie zapakować moje liczne kufry.
— Ma pan dość dużo czasu — powiedziała Łucja. — Jakieś jeszcze dwanaście godzin.
— Ach tak? Więc jest to gdzieś w pobliżu bieguna północnego.
— Nie, przyjacielu — zaśmiał się Wilczur. — Nie dojeżdżamy nawet do kręgu polarnego.
— To świetnie, bo nie zabrałem ze sobą psów pociągowych, sań, ani innych eskimosów. Ale czy możecie mnie poinformować, po kiego licha tam jedziecie? Na letniaki, cesarzu?
— Nie przyjacielu. To przenosiny i po części ty jesteś ich sprawcą. Obrzydziłeś mi miasto...
— Zaiste, uświadomiłem ci, wodzu, twoje obrzydzenie do miasta. W człowieku jest cała dżungla nieuświadomionych upodobań, zagłuszonych zachcianek, sympatyj i awersyj. Fortepian stoi jak głupia krowa i nic nie wie o swoim wnętrzu, o tych setkach strun, które zdolne są wydawać najprzeróżniejsze dźwięki. Gdy jednak do tego pudła na pozór martwego zabierze się wirtuoz, wydobędzie zeń umiejętnymi manipulacjami całe piekło i niebo muzyki. Tak i ja zabieram się do dusz ludzkich. Morał?... Przestawaj ze mną, a osiągniesz ideał poznania siebie.
Wilczur uśmiechnął się:
— Nic nie mam przeciwko temu.
— Przeciw czemu?
— Przeciw przestawaniu z tobą. Jedź z nami, przyjacielu i zostań.
— A za przeproszeniem po kiego diabła?
— Chociażby w charakterze wirtuoza. A zresztą nie masz przecież ani rodziny ani nic cię nie zmusza do powrotu do Warszawy. Posiedzisz sobie na wsi wśród innych ludzi. O, właśnie! Tam cię naocznie przekonam, ilu ludzi jest dobrych. Nie chciałeś wierzyć w ich istnienie.
Po krótkich certacjach Jemioł zgodził się. Ostatecznie było mu wszystko jedno, gdzie czas spędza, ponieważ zaś rozmowy z Wilczurem sprawiały mu przyjemność, powiedział:
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/097
Ta strona została uwierzytelniona.