sorem. W ich pamięci został takim, jakim był, Antonim, z przybudówki, dobrym, serdecznym przyjacielem, dla każdego życzliwym, dla każdego usłużnym, przez każdego lubianym.
Wilczura usadzono przy stole. Rozbiegane baby przyniosły ser, wędliny, postawiono butelkę nalewki na jarzębinie. Znalazł się i biały chleb. Zaparzono herbatę.
— Prędzej bym się świętego Prokopa, patrona mojego spodziewał, niż ciebie — mówił gospodarz. — Tu i dnia nie ma, żebyśmy cię nie wspominali. Ile razy na przybudówkę bywało spojrzę, tyle razy pomyślę: ot, zapomniał o nas, z serca wyrzucił. I żal się robiło.
Wilczur ścisnął jego rękę:
— Nie zapomniałem. A najlepszy dowód, że przyjechałem.
— Bóg ci zapłać za te odwiedziny. Hej, hej, naschodzi się tu ludzi, jak się dowiedzą, żeś przyjechał nas odwiedzić!
Olga zamachała rękami:
— O, naschodzi się!
Wilczur spojrzał po obecnych:
— Nie przyjechałem was odwiedzić — potrząsnął głową.
— Jakże to tak? — zdziwił się Wasyl.
— Przyjechałem tu, by już zostać z wami, by już zostać na zawsze...
W izbie zapanowało milczenie. Wszyscy spoglądali na Wilczura, to nawzajem na siebie z niedowierzaniem i zdziwieniem.
Pierwszy odezwał się Prokop:
— Chyba nie żartujesz z nas?.. Gdzież tobie teraz do nas?...
Wilczur przecząco potrząsnął głową:
— Nie żartuję. Zostaję z wami, jeżeli mnie tylko przyjmiecie.
— Boże drogi — jęknęła Zonia.
— Ot, sobie i sztuka — z podziwem potrząsnął rudą czupryną parobek Witalis.
Tylko jedna Natalka nic się nie zdziwiła. Pisnęła radośnie i rzuciła się Wilczurowi na szyję:
— Zostań, zostań.
Prokop poskrobał się po głowie, pogładził brodę, nieufnie spojrzał na Wilczura i zaczął:
— Bóg mi świadkiem, żem ci rad, żeśmy wszyscy ci radzi, ale nijak mi się to w głowie pomieścić nie może, żebyś do nas chciał wrócić. Czymże my biedni, ciemni ludzie dla ciebie?... Toż ty pan jesteś wielki. U ciebie tam domy kamienne i pałace. Jakże my cię tu przyjmiemy, gdzie posadzim, gdzie spać położym, czym karmić będziem?... Nijak tego pojąć nie mogę...
— Jeżeliście mi tylko radzi — odpowiedział Wilczur — to i nie ma się czym martwić, bom i ja rad, żem nareszcie tu między wami. Nie domów mi potrzeba i pałaców, ale tego serca, którego tam, w wielkim świecie, nie znalazłem, ale tej dobro-
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/103
Ta strona została uwierzytelniona.