Zonia poczerwieniała i niecierpliwie poruszyła swoimi szerokimi biodrami.
— Mnie tam nie w głowie był ożenek, a Olga to przez te trzy lata drugi raz zdążyła iść za mąż i owdowieć.
— Owdowieć? — Nie może być.
— Prawda, prawda — potwierdził Prokop. — Wyszła za jednego tu kolejarza. I pół roku z nim nie pożyła. Nie ma szczęścia do mężów.
Olga wyszczerzyła zęby:
— Teraz już na pewno żaden się ze mną nie ożeni.
Wilczur pogłaskał po głowie Natalkę, która stała tuż obok niego:
— Niedługo z córką będziesz miała kłopot. Trzeba będzie i ją za mąż wydawać.
— Nie chcę za mąż — rezolutnie zaprotestowała.
— Ot, durna — z przekonaniem oświadczyła stara Mielnikowa.
Wzrok Wilczura zatrzymał się na twarzy Donki, później przeszedł na Wasyla i znowu powrócił do Donki:
— A ty, Wasyl, widzę, że pomyślałeś o sobie?
Wasyl poczerwieniał i nie mógł się zdobyć na odpowiedź. Donka się uśmiechnęła, a Prokop uważał za stosowne wyjaśnić:
— To moja daleka krewna, Donka Soleniówna. Sierotą została w mieście, to ją i zabrałem. Żyje u nas, Natalkę uczy...
Zrobił pauzę i dodał:
— Bo kształcona.
— Kształcona? — uprzejmie zapytał Wilczur.
— Gdzie tam, proszę pana — swobodnie odpowiedziała dziewczyna. — Zaledwie skończyłam szkołę powszechną. Dwa lata byłam w gimnazjum. Uczyłam się póki tatunio żył, a później wiadomo, nie było za co...
— I pewno — sentencjonalnie zauważył Witalis. — Bez pieniędzy nie ma nauki.
— A cóż tu w okolicy słychać? Jakie zmiany?
Teraz Prokop zaczął wyliczać systematycznie, kto umarł, kto się ożenił, kto wyemigrował.
— A córka leśniczego żyje? — zainteresował się Wilczur.
— Żyje, ale takie to i życie. Lepiej by już było, żeby umarła, tylko kłopot rodzicom, leży i stęka. Już z niej same kości zostały.
— No, a doktor Pawlicki w Radoliszkach mieszka?
— A jakże, tylko powodzi mu się teraz dobrze. Ożenił się. Folwark za żoną wziął, siedem włók, nie byle co. Samych krów osiemdziesiąt. Ziemia to nieważna, piaski, ale łąki ho, ho. I lasu dobry kawałek. Będzie ze trzydzieści dziesięcin.
— A może i czterdzieści — poprawił Wasyl.
— Jak mówię, że trzydzieści, to trzydzieści — rozgniewał się Prokop. — Od Czarnego Kamienia do Brodu będzie ci czter-
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.