wzrosła jeszcze bardziej, a historia jego życia stała się niejako miejscową legendą upstrzoną najfantastyczniejszymi dodatkami. Już nie tylko przypisywano mu własności cudotwórcze, lecz dopatrywano się w nim tajemniczego wysłannika nieziemskich mocy. Toteż powrót jego przyjęto z religijnym niemal entuzjazmem. Chłopi bez różnicy wyznań, już na podwórzu młyna odkrywali głowy i żaden z nich nie ważył się krzyknąć, czy nawet mówić głośniej. Przyjęcia chorych zaczynały się od wczesnego ranka, i z niewielkimi przerwami trwały niemal do zachodu słońca.
Już po paru tygodniach Wilczur przekonał się, że zasoby jego apteczki wyczerpują się, nader szybko i wymagają poważnych uzupełnień. Nowe zakupy pociągnęły za sobą konieczność pokaźnych wydatków. W świetle tej rzeczywistości Wilczur zrozumiał, że w żadnym wypadku nie wystarczy mu pieniędzy na wybudowanie i zaopatrzenie choćby małej lecznicy.
— Wie pani — powiedział pewnego dnia Łucji — że zdaje się nic nie będzie z naszej lecznicy, a pani będzie skazana na mieszkanie w Radoliszkach już na stałe, bo tu przecie miejsca nie ma.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/112
Ta strona została uwierzytelniona.