— Powiedz, Prokopie, co to knujesz ostatnimi czasy? Ciągle jeździsz i jeździsz, w młynie cię całymi dniami nie ma. Aż dziwią się wszyscy.
Prokop zerknął na Wilczura i by zyskać na czasie, zaczął z wielką uwagą skręcać papierosa. Powoli sypał machorkę na duży płat bibułki, powoli grubymi palcami układał ją równomiernie, zwijał, lizał brzeg, zaklejał i zapalił. Wreszcie odrzekł:
— A ot tak, jeździ się popatrzeć, co ludzie robią, jak żyją. Cóż to, nie wolno?
— Pewno, że wolno, ale uważaj, żeby ludzie czego złego nie pomyśleli.
— A cóż złego mogę pomyśleć?
— Kto to może wiedzieć? Może znajdą się i takie, co będą posądzać, że do jakiej dziewuchy jeździsz.
Wilczur zaśmiał się, lecz Prokop splunął nie ukrywając zgorszenia:
— Tfu, na złe języki rady nie ma. Gdzie mnie tam do dziewuchy. Do grobu bliżej. Mnie tam nie w głowie babskie rzeczy.
— No to może nie dla siebie dziewuchy szukasz? — podstępnie zapytał Wilczur.
— A dla kogóż mógłbym szukać? Co ty myślisz, że zdurniałem.
— No, może dla Wasyla.
Stary wzruszył ramionami:
— Cóż ja dla niego mam szukać. Niech sam sobie szuka. On z nią będzie żyć, nie ja.
— Toś słusznie powiedział, Prokopie. Ale teraz, to już ja naprawdę się dziwię, co ty za wyprawy robisz, co tam szykujesz?... No, przyznaj się.
Mielnik spojrzał nań z ukosa i uśmiechnął się:
— Zanadto ciekawy jesteś, ale przyjdzie czas, to i dowiesz się. O to i chodzi, żeby to dla ciebie tajemnica była.
— Dla mnie? — niedowierzająco zapytał Wilczur.
— A dla ciebie.
Więcej nic z Prokopa nie można było wydostać. Wilczur zresztą nie bardzo się też wysilał, zadowolony był z pomyślnej wiadomości dla Wasyla, którą mu zaraz następnego ranka zakomunikował. Nie sądził, że chłopak przyjmie ją aż z tak wielką radością. Istotnie Wasylowi aż oczy się zaiskrzyły i poczerwieniał:
— Naprawdę ojciec powiedział, że nie chce się w to mieszać i żebym sam sobie żony szukał?
— Naprawdę. Powiedział: — „Nie ja będę z nią żył, tylko on. Niech sam sobie wybiera”.
Wasyl zamyślił się i pokiwał głową:
— Ot... ojciec mądry... Nie na próżno żył tyle lat na świecie...
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/117
Ta strona została uwierzytelniona.