Donka prychnęła jak kotka:
— To i co, że zalatuje? Czy to ja perfum nie wąchałam?
— A jednak jedwabną chusteczkę nałożyłaś.
— A cóż to, nie wolno mi chusteczki nałożyć?
— Pewno, że wolno. Czemuż nie? Głównie wtedy, kiedy jest dla kogo.
— Każdy gość jest gościem. A ten pisarz to nawet zezowaty.
— Zezowaty, nie zezowaty — zauważył Wasyl. — A wszystkie za nim latają.
— Jak wszystkie, to nie ja. Coś ty, Wasyl, do niego upatrzył? A choćby mi się i podobał, to dla ciebie przecież rzecz obojętna.
Wasyl wywiercił palcem w darni sporą dziurę zanim odpowiedział:
— Jakby było obojętne, to ja by nic nie mówił. Widać nie obojętne.
— Nie rozumiem, co ci może na tym zależeć — z niewinną minką powiedziała Donka.
— Widać zależy.
— A dlaczego?
Wasyl opuścił głowę i posępnie odpowiedział:
— Bo ty, Donka, bardzo mi się podobasz.
— Ja? — zawołała z największym zdziwieniem, na jakie ją było stać.
— Pewno, że ty — mruknął Wasyl.
— Boże drogi, cóż tobie we mnie może się podobać!
— Nie wiem, co... Skąd mogę wiedzieć... Wszystko mi się podoba.
— E, żartujesz ze mnie — zaśmiała się swobodnie.
Wasyl poczerwieniał:
— Jakież to żartowanie — powiedział prawie ze złością — kiedy chcę się z tobą ożenić! Ożenek to żadne żarty.
— Ty ze mną? — zapytała prawie szeptem. — Nie mogę uwierzyć.
Wasyl niecierpliwie machnął ręką:
— Ot, takie i gadanie z babami. Mówię jej wyraźnie, to ona nie chce wierzyć. Ojciec ma rację. Z babami najtrudniej. Gdybym chłopu powiedział: chcę się z tobą żenić, to ten dałby mi ludzką odpowiedź: tak albo nie.
Donka wybuchnęła długim, głośnym śmiechem:
— Oj, Wasyl, Wasyl. Z chłopem byś się żenił. Co ty opowiadasz!
Aż skuliła się ze śmiechu. Objęła swoje kolana, ukryła twarz między nimi i śmiała się bez przerwy. Nawet, gdy umilkła, nie podniosła głowy.
Wasyl zapytał:
— No więc, jak będzie z nami?
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/122
Ta strona została uwierzytelniona.