— Do widzenia, panno Łucjo — powiedział Wilczur. — I niech pani nie zapomni, idąc jutro do młyna, wstąpić na pocztę i dowiedzieć się, czy nie przyszła paczka z lekarstwami.
Pocałował ją w rękę i szybko zawrócił do domu, jakby się bał, że Łucja zechce ponownie wszcząć rozmowę. Nim doszedł do młyna, spotkał Wasyla, który nań widocznie czekał. Chłopak był ponury i zatroskany.
— Cóż Wasyl, masz jakieś nowe zmartwienie? — zagadnął go Wilczur rad, że może się oderwać od własnych myśli.
— Pewno, że mam, panie profesorze. Jakże mogę nie mieć zmartwienia z tą dziewczyną — odpowiedział Wasyl.
Wilczur nie od razu się zorientował:
— Z jaką dziewczyną?
— A no z Donką.
— Co, nie chce ciebie?
— I chce i nie chce.
— Jakże to tak? — zaciekawił się Wilczur.
— A no powiedziała, że ma do mnie skłonność i że jej się podobam, ale że za mąż za mnie nie wyjdzie.
— Że nie wyjdzie? A to dlaczego? Może już komuś przyrzekła rękę.
Wasyl przecząco potrząsnął głową:
— Nie, nie to. Tylko ona się boi, że mój ojciec na nią się pogniewa, i że wyrzuci ją z domu.
— Niby za co ma się pogniewać? — zdziwił się Wilczur.
— Ja też nie myślę, że się pogniewa. To ona takie przypuszczenie ma. Zdaje się jej, że jak ojciec wziął ją do nas, to nigdy by się nie zgodził, żeby ona została moją żoną, że jej nawet i myśleć o tym nie wolno, bo ona jest biedna.
— Więc poradzę ci: po prostu zapytaj ojca. Nie zdaje mi się, by Prokop nieżyczliwie na nią patrzył.
Wasyl podrapał się w głowę:
— Kiedy właśnie mi zabroniła. Ona mi zabroniła. Powiada, że ojciec się rozgniewa na nią za to, że mnie zbałamuciła.
— A cóż to ty smarkaczem jesteś, który sam nie wie, czego chce — obruszył się Wilczur.
— Pewno, że nie — potwierdził Wasyl. — Mam już swoje lata. A wiem to, że bez niej i żyć mi się nie chce
Wilczur położył mu rękę na ramieniu
— Więc mówię ci, nie zważaj na jej zakazy i pogadaj z ojcem otwarcie.
— I pogadałbym — powiedział Wasyl. — Ale jej obiecałem, że ani słowa nie pisnę. I teraz sam nie wiem, co mam robić. Jedyna nadzieja moja to w panu, panie profesorze.
— Ależ dobrze, mój chłopcze — zgodził się Wilczur. — Pomówię z Prokopem i jestem przekonany, że nie będzie ci robił trudności.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/134
Ta strona została uwierzytelniona.