— Ach, czartowskie nasienie!
Otarł spocone czoło i ciężko usiadł na ławce.
— Ojciec to zaraz na mnie z kijem, zanim da się wytłumaczyć...
— Żadnych tu nie może być tłumaczeń! Jak ci nie wstyd! Pod własnym dachem takie rzeczy! Hańbę chcesz na mnie sprowadzić, żeby mnie ludzie palcami wytykali, żeby opowiadali głośno, że ja niby to pod opiekę sierotę wziąłem, żeby synowi na rozpustę!... Tfy, czartowskie nasienie! I to w moim domu. Na moje stare lata! Takiej się pociechy doczekałem od ciebie. Ale słuchaj mnie: niechaj ją tylko od ciebie krzywda spotka — zabiję. Jak psa zabiję! Wiesz chyba, że ja na próżno słów nie rzucam.
Wasyl nagle zbuntował się:
— Cóż mi ojciec grozi. A ja ojcu mówię, że bez niej żyć nie mogę. Nie mogę i nie chcę. Ot i cała sprawa! Taka sprawa.
Prokop zerwał się i z całej siły uderzając kijem o ławkę zawołał:
— To nie wiesz, czartowskie nasienie, jak po chrześcijańsku postąpić? Żyć bez niej nie możesz? To się z nią ożeń! Ożeń się, durniu, a nie romansuj mi tu po krzakach!
Przez chwilę Wasyl stał osłupiały. Wprost nie mógł uwierzyć własnym uszom. Nagle zrozumiał, skoczył i chwycił ojca za rękę i zaczął ją całować. Stary nie zorientował się, wyrwał rękę i krzyknął:
— Co ty znowu?...
— Dziękuję ojcu... Toż ja niczego więcej nie chcę... Tylko myślałem, myśleliśmy, że ojciec nie zgodzi się...
— Co ty durny gadasz? Że na co się nie zgodzę?
— A na mój ożenek z Donką.
Stary spojrzał nań podejrzliwie:
— Oj, coś widzi mi się, że kręcisz.
— Gdzież ja mogę kręcić? Co ojciec mówi. Od dawna mnie ona do serca przypadła, a i ja jej też. Ja nawet chciałem ojca zapytać, czy da pozwoleństwo na nasz ślub...
— Więc czemuś nie zapytał? — przerwał mu Prokop.
— A bo Donka...
— Co Donka?
— Donka nie pozwalała. Mówiła, że ojciec się na nią strasznie pogniewa.
— Ot, głupstwa jakieś. Za cóż miałbym się gniewać?
— A no za to, że ojciec może ją posądzić, że ona dla bogactwa chce wyjść za mnie. Powiada, że ojciec ją z łaski przygarnął, a ona taką niewdzięczność pokazała, że mu syna zbałamuciła.
Prokop niecierpliwie machnął ręką:
— Ot, zdurniała i tyle.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/136
Ta strona została uwierzytelniona.