Chrząknął i podniósł się z ławki. W zamyśleniu rozejrzał się dokoła i bez słowa ruszył w stronę domu. Gdy już był o kilkadziesiąt kroków od ławki, odwrócił się i zawołał:
— A żeby jutro Romaniuki te cztery worki oddali. Mnie worki darmo nie przychodzą.
— Dobrze — odpowiedział Wasyl. — Jak nie oddadzą, to mąki nie wydam.
Gdy kroki ojca ucichły, opadł na ławkę i zamyślił się. Wszystko stało się tak niespodziewanie i tak nieprawdopodobnie szczęśliwie. Minęło jednak kilka minut, zanim zdołał to sobie dokładnie uświadomić. Wtedy zaczął się śmiać i z całej siły klepać po kolanach.
Gdy w pół godziny później najostrożniej stąpając zbliżał się do domu, w pokojach było już ciemno. Widocznie ojciec od razu poszedł spać i z Donką już nie rozmawiał. Biedna dziewczyna pewno i oka zmrużyć nie może, przewidując dla siebie na dzień jutrzejszy najgorsze rzeczy.
Długo głowił się Wasyl, jak ją wywołać. Niczego jednak nie wymyślił. Najlżejsze zapukanie w okno obudziłoby wszystkich śpiących.
Istotnie po przyjściu do domu Prokop Donce nic nie powiedział. Ani Donce, ani nikomu. Natomiast nazajutrz po śniadaniu, gdy wszyscy byli w izbie, wydobył z kieszeni opasłą portmonetkę z niegdyś brązowej skóry, z niej wydostał dwa papierki stuzłotowe i kładąc je przed Donką powiedział:
— Masz tu dwieście złotych. Musisz sobie przecież jakieś tam łaszki przed ślubem posprawiać.
Pod wpływem tych słów wszyscy obecni zamarli w bezruchu. Stara Agata stała z szeroko otwartymi ustami, Olga patrzyła na ojca jak na wariata, twarz Wasyla rozpływała się w uśmiechu, a Donka zbladła śmiertelnie.
— Przed ślubem? — jęknęła Zonia. — Przed jakim ślubem?…
Prokop nie uważał za stosowne odpowiadać i podniósł się z ławy.
— Przed moim ślubem — nie bez chełpliwości odpowiedział Wasyl. — Ja się żenię z Donką.
Obdarowana bez słowa rzuciła się do rąk Prokopa. Po twarzy jej ściekały łzy.
— Ot tobie i sztuka! — powiedział rudy Witalis z podziwem.
Prokop opędzając się od podziękowań Donki wyszedł z izby. Dopieroż tu zawrzało. Izba pełna była okrzyków i gwaru. Każdy chciał jak najprędzej dowiedzieć się, jak się to stało. Wasyl z dumną miną udzielał wyjaśnień. Natalka szarpała Donkę za spódnicę pokrzykując:
— Czego płaczesz, Donka? O durna, czego płaczesz?!
Odpowiedź Donki ginęła w chlipaniu.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/137
Ta strona została uwierzytelniona.