jest największą potęgą tworzenia. O własnych uczuciach wreszcie i o tym, co dać mogą, co przyniosą jej samej, a przede wszystkim jemu.
Czy zdoła mu wynagrodzić krzywdę sprawioną przez tamtą?… Czy ciepłem i czułością zdoła ożywić w jego sercu zdolność kochania? Czy usłyszy kiedyś słowa: — Jestem szczęśliwy przez ciebie… Jestem bardziej szczęśliwy niż z tamtą.
Na to wszystko szukała Łucja odpowiedzi wpatrując się w czarny krzyż u wezgłowia mogiły. Mniej myślała o sobie. O swoim szczęściu. Od dawna zakreśliła wyraźnie granice tego szczęścia w służeniu jemu. W służeniu, pomaganiu, w dbałości o jego sprawy, o jego spokój, pogodę ducha… Czuła w sobie niemal powołanie, wzięła na siebie niemal misję wynagrodzenia temu człowiekowi o wielkim sercu bodaj części tych krzywd, których zaznał. Oto wszystko, czego pragnęła.
Owego dnia, gdy pogrążona w takich rozmyślaniach, wyrywała zielska na mogile Beaty, usłyszała za sobą kroki. Obejrzała się i zobaczyła Wilczura.
Stał chwilę w milczeniu, wreszcie powiedział:
— Domyślałem się, że to pani… Że to pani dba o ten grób.
— Nikt się nim nie zajmował — powiedziała jakby na swoje usprawiedliwienie.
Zdawało mu się, że w jej głosie dosłyszał jakby wyrzut i uśmiechnął się ze smutkiem:
— Dla mnie ten grób jest naprawdę… grobem.
Odezwała się po chwili:
— W grobach zamknięte są wspomnienia.
Potrząsnął przecząco głową:
— Nie dla mnie…
— A jednak… — zawahała się Łucja. — A jednak pan tu przychodzi.
— Przychodzę, gdyż miejsce to lubię, gdyż lubię szum tych starych drzew, ciszę i spokój, a po wtóre dlatego, że wiąże się ono z moim życiem. Jak pani wie, tu właśnie odzyskałem pamięć… Bywam na tym cmentarzu dość często i nigdy nikogo nie spotykam. Czasami trzeba szukać oddalenia od ludzi. Nawet od najbliższych i najmilszych.
— Wobec tego przykro mi, że pan tu mnie spotkał, gdyż zakłóciłam mu samotność. Już uciekam i zostawiam pana samego.
— Ależ nigdy w świecie — nie zgodził się Wilczur, przytrzymując jej rękę. — Pójdę z panią.
Tuż za furtką kołysały się lekko w słońcu wysokie łany żyta.
— Nie zdaje sobie pani nawet sprawy, jaką radością jest dla mnie pani towarzystwo.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.