— Minęło wiele lat — ciągnęła. — Może już ten człowiek nie żyje, może jest gdzieś daleko za granicą. Może się nigdy nie zgłosi. Mówię o tym panu dlatego, że znał pan moją stryjenkę za czasów jej młodości, o ile mi się zdaje. Może pan wie coś o owym panu nazwiskiem Polański… Może pan go znał?
Zrobił krótki, przeczący ruch głową i powiedział:
— Nie znałem. Nie… Nie znałem…
W jego głosie była jakaś nuta okrucieństwa.
— Wobec tego chyba spalę te papiery.
— Niech je pani spali jak najprędzej. Wszystkie papiery należy palić. Łajdactwem jest przechowywanie papierów. Prawda nie daje się przechować! Rozumie to pani? Prawda z biegiem czasu staje się kłamstwem! Obraźliwym kłamstwem, oszczerstwem, potwarzą. Drwiną!…
Przyglądała mu się z zainteresowaniem, on jednak zdawał się tego nie dostrzegać:
— Tylko głupcy i ludzie nieuczciwi przechowują cudze myśli, cudze słowa, cudze uczucia, by delektować się nimi, wtedy gdy już nie mają do tego żadnego prawa, kiedy to jest zwykłą kradzieżą, rabunkiem, dokonanym na kimś bezbronnym. Przecież pani to musi rozumieć.
— Rozumiem to — przyznała Łucja. — Ale to co pan złego mówi o ludziach, zatrzymujących czyjeś listy, nie może się odnosić do mojej stryjenki. Paczka zalakowana była od dawna i stryjenka zapewne nie zaglądała do niej wcale od czasu, gdy znała autora owych listów. Zresztą, nie wiem, czy tam są wyłącznie listy. Paczka może zawierać również jakieś pamiątki…
— To jest zupełnie to samo — przerwał jej gniewnie. — Jakaż różnica? Pamiątki też pochodzą z jakichś uczuć, z jakichś myśli. Z chwili. Z danego momentu. Z danego nastroju.
Łucja udając, że nie dostrzega jego aż nazbyt osobistego stosunku do sprawy zapytała:
— Więc sądzi pan, że raczej powinnam spalić?
— Nie raczej, lecz koniecznie i to jak najprędzej.
— Może i ma pan słuszność — powiedziała obojętnym tonem. — Zastosuję się do pańskiej rady.
Po chwili dodała:
— Miałam początkowo wprawdzie ochotę otworzyć paczkę i zobaczyć, czy wewnątrz nie znajdę bliższych wiadomości o adresacie. Pomyślałam sobie jednak, że może być to niedyskrecja, która kogoś skrzywdzi. Tak. Najlepiej będzie to spalić.
Jemioł zaśmiał się ironicznie:
— Gdyby ludzie byli mądrzejsi, paliliby takie rzeczy znacznie wcześniej: jeszcze przed ich wysłaniem. Później już trudno odzyskać listy. A niedyskretni szperacze z czasem je odszukają, ogłoszą drukiem. Najintymniejsze, najświętsze tajemnice człowieka rozwłóczą po swoich śmierdzących ulicach i rynkach, jak psy, które odgrzebały kości nieboszczyka!… Oczywiście,
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/149
Ta strona została uwierzytelniona.