żeby dostąpić tego zaszczytu, trzeba być sławnym. Trzeba przez całe życie wypruwać z siebie flaki, być bohaterem, czy wielkim poetą, obdarowywać naród swoją duszą, swoim umysłem, swoją krwią. Wtedy dopiero wdzięczni potomni uczczą cię wywlekaniem twoich tajemnic, twego prywatnego życia, twoich świętości. Jeżeli ktoś za życia sławy nie zdobył, musi się kontentować mniejszym. Musi się ograniczyć do nadziei, że jego listy dostaną się do rąk nielicznej tylko garstki kochanych spadkobierców.
— Czasami bywa i inaczej — zauważyła Łucja. — Jak na przykład w tym wypadku. Sama adresatka, moja stryjenka, bynajmniej nie chciała, by listy owego człowieka dostały się do czyichś rąk.
Wzruszył ramionami:
— Dlaczego w takim razie ich nie spaliła?
— Zapewne dlatego, że sądziła, iż autor może zażądać zwrotu. I widzi pan, dostały się do moich rąk i ja również nie zajrzałam do nich. Wkrótce przestaną istnieć, nie narażając się na ciekawość ludzką.
Jemioł wstał. Twarz jego wyrażała dawny, cyniczny i obojętny stosunek do otaczającego go świata.
— Bardzo miło rozmawia się z panią, hrabino, ale już więcej pani czasu poświęcić nie mogę. Wzywa mnie obowiązek. Muszę przyczynić się do dobrobytu ojczyzny, przelewając do swego żołądka pewną ilość płynnych kartofli.
— Oby tylko ta ilość nie była zbyt wielka — z uśmiechem zauważyła Łucja.
— Nie ma obawy. Ograniczę się ściśle do takiej, która przypada na mnie, jako na jedną głowę według urzędowej statystyki spożycia alkoholu. Jeżeli będzie to ilość podwójna, proszę mi tego za złe nie brać. Różnica wynika stąd, że głowa taka, jak moja, warta jest dwa razy więcej.
Patrzyła za nim, gdy się oddalał. Jego dowcipkowanie nie wprowadziło jej w błąd. Wiedziała dobrze, że wszystkie jego myśli skupiają się wokół minionych przeżyć. Wydał się jej teraz bardziej zbliżony do owego Juliusza z pamiętnika stryjenki.
Tegoż wieczora powiedziała Wilczurowi:
— Teraz już wiem ponad wszelką wątpliwość, że Jemioł jest owym człowiekiem, który był pierwszą miłością mojej stryjenki.
Wilczur zapytał:
— Czy chciał, by pani mu zwróciła paczkę z listami?
Zaprzeczyła ruchem głowy:
— Nie.
Wilczur uśmiechnął się:
— Spodziewałem się tego
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/150
Ta strona została uwierzytelniona.