co zresztą wskazuje wyraźnie wzdęcie jego brzucha. W ogóle, ludzie zbyt mało uwagi zwracają na łączność spraw duchowych z procesem trawienia. Żydowski filozof Freud łączy wszystko ze sprawami płciowymi. Niech pani mu zrobi konkurencję i zwróci uwagę ludzkości na żołądek. Tak, księżna pani, więcej uwagi skierować należy na jamę brzuszną. Kto wie, jakby wyglądał dziś świat, gdyby Napoleonowi przed bitwą pod Waterloo nie dano jajecznicy z sześciu jajek. Kto wie, co by się stało z potęgą Anglii, gdyby Filipek hiszpański nie cierpiał na nadkwaśność żołądka.
— Kto wie — żartobliwie podchwyciła Łucja — jakby wyglądał pan Cyprian Jemioł, gdyby jego żołądek nie pochłaniał takich ilości alkoholu.
Wzruszył ramionami:
— Zaraz to pani powiem.
— Słucham.
— Wyglądałby jak jakaś bardzo sztywna rzecz, opięta w tużurek, ubrana w buty o tekturowych podeszwach i trzymająca rączki grzecznie złożone na własnym popiersiu, a głowę na poduszce z siana. Mówiąc krócej, byłby to normalny standardowy trupek, zielony i smutny w czterech deskach trumny. Zgadła pani. Istotnie, alkohol ma wielki wpływ na kwestie pozostawania przy życiu osobnika zwanego Cyprianem Jemiołem. To jest jedyny płyn, który się krystalizuje w ten sposób, że przez niego można jeszcze jako tako oglądać parszywą rzeczywistość dnia codziennego, twarze i pyski hołoty, zamieszkującej ten glob i słońce, które bezmyślnie żywi na nim tak wiele niepotrzebnych stworów.
Łucja powiedziała poważnie:
— Może właśnie dlatego rzeczywistość wydaje się panu parszywą, że spogląda pan na nią przez pryzmat butelki.
— Droga pani. Są dwa rodzaje butelek: pełne i puste. A ja umiem porównywać. I upewniam panią, że przez pełną świat zupełnie inaczej wygląda, niż przez pustą.
— I nie przeszło panu na myśl, że można patrzeć na świat nie używając żadnego „pryzmatu”
Uśmiechnął się pogardliwie:
— Owszem. Były kiedyś takie czasy. Miałem kiedyś taki okres w życiu, który nazwałbym dzisiaj okresem cielęcym. Byłem wówczas tak straszliwie głupi, że dziś trudno mi uwierzyć, trudno mi ogarnąć rozmiar mojej ówczesnej głupoty.
— Obawiam się, że pan głupotą nazywa idealizm.
— Ależ cóż znowu — zaprotestował Jemioł. — Idealizm nie jest głupotą. To jest ostateczne zidiocenie.
Łucja spojrzała nań z niedowierzaniem i machnęła ręką:
— Nie wierzę. Powiem panu, że nie wierzę w ten pański cynizm. To jest maska, którą zakrywa się pan przed samym sobą.
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/152
Ta strona została uwierzytelniona.