Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

— Dotychczas podróżowałem bardzo mało. Byłem raz w Wenecji i raz w Berlinie. Ale przyznam się pani, że mnie jazda w wagonie bardzo męczy.
Uśmiechnęła się doń:
— Mój Boże. Mamy tak krańcowo różne usposobienia.
Wóz zatrzymał się przed drzwiami pałacyku. Z wewnątrz wybiegł lokaj. Szofer otworzył kufer auta i wyjmował walizy. Kolski zdjął kapelusz.
— Pozwoli pani, że ją pożegnam...
— Ależ to wykluczone — powiedziała z udawanym oburzeniem. — Zje pan ze mną śniadanie.
— Już jestem po śniadaniu, proszę pani.
— O, egoisto. I dlatego chce pan mnie skazać na samotność?
Wzięła go pod rękę i skierowała się ku drzwiom.
— Będzie pan narażony na przykry widok nasycania się zgłodniałej istoty. Ludzie syci niczym się tak nie brzydzą, jak obserwacją odżywiania się głodnych.
— Jeżeli o panią chodzi, to o obrzydzeniu nie może być mowy. Ale...
— Jeszcze pan znalazł jakieś ale?
— Muszę być już w lecznicy.
— „Koń gotów i zbroja, dziewczyno ty moja uściśnij, daj miecz”... Niechże pan nie będzie zabawny z tymi swoimi obowiązkami. Obędą się bez pana.
— Niestety — zaczął, ale mu przerwała.
— Niestety nie umie pan wytrwać w dobroci dla mnie. Niechże pan mi nie odmawia. Cóż to za koszmar, pusty dom! Zaraz po powrocie! Będę się czuła fatalnie. Już dość mam odwagi i obowiązkowości. To departament mojego męża. Niechże przynajmniej pan będzie dla mnie pobłażliwy i miły. Chodźmy, chodźmy.
Już w hallu powiedział:
— Obiecałem, że będę. Czekają na mnie.
— Więc zatelefonuje pan stąd, że jakiś pacjent, że jakaś pacjentka zatrzymała pana na mieście. Przecież może być pacjentka, gwałtownie potrzebująca pańskiej obecności, nieprawdaż?
Rozchyliła usta w uśmiechu i dodała:
— A ja właśnie gwałtownie potrzebuję pańskiej obecności, panie doktorze.
Nie mógł się nie uśmiechnąć również:
— Nie zauważyłem tego. Wygląda pani kwitnąco.
— Ach, jednak dostrzegł pan to?... Za to należy się panu nagroda.
Naprawdę musiał być w lecznicy, lecz nie umiał jej o tym przekonać. Była usposobiona kapryśnie i wesoła. Zresztą ostatecznie do lecznicy można było rzeczywiście zatelefonować.