— Tak trudno się panu do niej przyznać?... Czy to taki wstyd być zazdrosnym o mnie?...
Milczał z opuszczoną głową. Pani Nina wstała, zbliżyła się do niego, delikatnie obu rękami uniosła głowę i pochylając się nad nim tak blisko, że czuł jej oddech, zapytała:
— Czyż jestem tak niepociągająca i aż tak brzydka?...
Zaczerwienił się. Znowu uderzyła go jej piękność i jakiś nieodparty czar.
— Jest pani piękna — powiedział cicho.
Przesunęła kilkakrotnie końcami palców po jego włosach i twarzy i szepnęła:
— Tak szalenie tęskniłam za panem...
W sąsiednim pokoju rozległy się kroki służącego. Wyprostowała się i zmieniła ton:
— Gorąco tu. Chodźmy do biblioteki. Tam jest najchłodniej.
W bibliotece okna były do połowy zasłonięte ciężkimi adamaszkowymi zasłonami. Panował tu przyjemny chłód i półmrok. Wskazała mu miejsce na szerokiej, wygodnej sofie. Kolski udał, że nie dostrzega jej gestu i wybrał przepaścisty klubowy fotel. Lecz pani Nina była zbyt doświadczoną kobietą, by zwrócić na to uwagę. Chodząc po pokoju zaczęła opowiadać mu o swoim pobycie za granicą, o ludziach, których tam poznała, o rozrywkach i spostrzeżeniach, których przywiozła mnóstwo. Najdziwniejszym z nich było to, że po raz pierwszy tęskniła, naprawdę tęskniła do kraju.
— To najbardziej zdumiewające uczucie z tych, jakie znam. Tęsknota. Człowiekowi wydaje się, że jest całkowicie pochłonięty otaczającą go rzeczywistością, wżyty w nowe środowisko, zajęty nowymi sprawami. I nagle oślepiający błysk: czyjaś twarz, czyjeś oczy, czyjeś ręce. Czuje się je na sobie i przychodzi świadomość, że wszystko, co nas otacza, jest nieważne, obojętne nawet wstrętne. Wstrętne właśnie dlatego, że oddala nas od tych rąk, od tych oczu. Czy znasz ten ból serca, ten zupełnie fizyczny ból?
Kolski poddał się sugestywności jej słów i tonu. W mgnieniu oka nie tylko wspomniał liczne chwile tęsknoty za Łucją, lecz właśnie taka chwila ogarnęła go teraz. Jej ręce... jej jasne, ciepłe spojrzenie... Jej usta, które przy mówieniu poruszają się tak, jakby w rozchyleniach warg formowały słowa, niczym dotykalne kształty z jakiejś niewidzialnej plasteliny... Usta, których nigdy nie całował i których nigdy nie będzie posiadał. Ból. Dojmujący, fizyczny ból w sercu... Jak ona to dobrze powiedziała... Skąd ona to wszystko wie? Jak trafnie potrafi ująć...
Wydała mu się teraz rzeczywiście jedyną istotą na świecie, która potrafi zrozumieć jego tragedię. Przecież na początku zbliżenia z takim naciskiem mówiła mu o tym, że cierpienia duszy stokroć łatwiej dadzą się ukoić, gdy czyjaś serdeczna
Strona:Profesor Wilczur t. 1 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/158
Ta strona została uwierzytelniona.