się chłodny i impertynencko uprzejmy. Rozmawiał tylko z Kolskim, rozmawiał bardzo serdecznie, jakby tą serdecznością chciał podkreślić różnicę, jaką robi między nim a resztą towarzystwa. Kolski był mile tym zaskoczony i sam coraz niechętniej spoglądał na Mr Howe.
Około jedenastej Korsak wstał w wyraźnym zamiarze pożegnania pani domu. W jego podniesionej głowie i w całej postaci było coś, jakby obrażona godność.
— Niech pan zostanie — niezwykle ciepłym i miękkim tonem powiedziała Nina. — Przecież pański pociąg odchodzi dopiero o godzinie pół do pierwszej.
— Dziękuję pani serdecznie, ale chciałbym się jeszcze z kimś zobaczyć. Mam niektóre sprawy do załatwienia.
— Niech pan zostanie, proszę — powtórzyła z takim naciskiem i z takim spojrzeniem, że Kolskiemu krew uderzyła do głowy, a młody Anglik demonstracyjnie sięgnął po jakieś czasopismo, leżące na stoliku, i zaczął je przeglądać.
Po długim wahaniu rotmistrz powiedział:
— Jeżeli pani sobie tego życzy...
Poddał się. Usiadł i nadrabiając nieszczerym humorem dodał:
— Ale za to żądam zapłaty pod postacią filiżanki kawy.
— Otrzyma pan ją natychmiast — powiedziała i wstała, by napełnić jego filiżankę.
W Kolskim wszystko się burzyło. Jeżeli nie zerwał się od razu to tylko dlatego, że nie chciał narazić się na śmieszność. Teraz jednak, zdołał już sobie ułożyć wszystko, cały scenariusz swego wyjścia. Więc: spojrzy na zegarek, powie „zazdroszczę państwu, że obowiązki nie zmuszają ich do opuszczenia tak miłego towarzystwa, ja niestety muszę być w lecznicy. Taki już los lekarza”, potem wstanie i pożegna się.
Zdążył wykonać tylko pierwszy punkt swego programu, gdy bowiem wydobył zegarek, pani Nina zwróciła się doń z czarującym uśmiechem:
— Ach, drogi doktorze. Na śmierć zapomniałam. Mój mąż przysłał dziś jakieś papiery, dotyczące lecznicy, i prosił, żebym to panu oddała. Zdaje się, że leżą w gabinecie na biurku. W niebieskiej kopercie. Znajdzie pan?
Wytrącony z programu Kolski chrząknął i wstał:
— Przypuszczam, że znajdę.
Gdy zniknął w drzwiach salonu, za którym był gabinet, pani Nina przeprosiła pozostałych panów po angielsku:
— Nie jestem pewna, czy znajdzie. Zdaje się, że schowałam to do szuflady. Panowie wybaczą. Jedna chwila.
Przeszła szybko salon. W gabinecie zastała Kolskiego, na próżno poszukującego na biurku niebieskiej koperty.
Gestem zmęczenia i prośby o litość wyciągnęła doń ręce:
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/013
Ta strona została uwierzytelniona.