— Mój drogi, bardzo tanim kosztem chcesz osiągnąć etyczną wyższość nade mną.
Dotychczas starał się unikać czegoś, co mogłoby ją urazić. Teraz jednak powiedział:
— Bo to znowuż nie wymaga aż tak wielkich kosztów.
— Jesteś bardzo uprzejmy.
Umilkli oboje. Nina w milczeniu paliła papierosa. Kolski bawił się kluczami, które trzymał w ręku.
— Nie postępujesz jak mężczyzna — odezwała się wreszcie.
Wzruszył ramionami:
— Jakżeby postąpił mężczyzna?
— Zażądałby, bym zerwała z innymi.
Zrobił przeczący ruch głowę:
— Nie rozumiesz mnie zupełnie.
— Ale chcę cię zrozumieć.
— Więc przede wszystkim nie wierzę w to, byś potrafiła zmienić swój dotychczasowy tryb życia. Tryb życia nie jest dziełem przypadku. Jest prostą konsekwencją natury danego człowieka. Ale nie o to mi chodzi. Gdybym nawet miał pewność, że porzucisz Korsaka, tego Anglika i innych, których nie znam, i tak nie mógłbym nadal być z tobą. W najmniejszym stopniu nie chcę cię dotknąć. Owszem, przyznaję ci wiele walorów. Jesteś inteligentna, jesteś wytworna i piękna. Wiem dobrze, że rozstając się z tobą, nie czynię ci żadnej krzywdy. Bo nie zależy ci na mnie.
Przerwała mu:
— Sąd o tym pozostaw mnie.
— Może tu wchodzić w grę wyłącznie twoja podrażniona ambicja, podrażniona tym, że inicjatywa rozstania wyszła ode mnie. Otóż chcę cię uspokoić. Nie roszczę sobie z tego tytułu żadnych praw do zadowolenia z siebie. Nie widzę w tym żadnej przewagi. Przeciwnie. Uważam, że w tej grze ja przegrałem, ty bowiem pozostaniesz taką, jaką byłaś, jaką jesteś, ja natomiast zmuszony jestem do rewizji swego postępowania. Ty nie masz sobie nic do wyrzucenia, ja zaś... Zresztą, nie mówmy o tym.
Nina podniosła głowę i zapytała:
— Chcę tylko jedno jeszcze wiedzieć. Spotkałeś inną kobietę?
W pierwszej chwili nie zrozumiał, o co jej chodzi:
— Ależ nie, Nino! O Boże, jak my jesteśmy daleko od siebie!
Wstała i zaczęła powoli naciągać rękawiczki.
— No, cóż — powiedziała z uśmiechem. — Nie pozostaje mi nic innego, jak pana pożegnać.
Wyciągnęła rękę, którą Kolski w milczeniu ucałował. Wolno szła do drzwi. Przy drzwiach odwróciła się:
— W gruncie rzeczy jest pan dobrym człowiekiem.
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/019
Ta strona została uwierzytelniona.