to i nie będzie miała na co się skarżyć, albo zostawisz ją jako wdowę to i życie będzie miała wolne. Ot co i sprawa jest jasna.
Po rozmowie z Prokopem, Wilczur ponownie zawahał się w swoim przeświadczeniu o konieczności rezygnacji z małżeństwa. Istotnie nie zawiązywał życia Łucji. Była przecież kobietą dojrzałą, wiedziała czego chce. Nie można wszystkich ludzi mierzyć jedną miarą. Może właśnie dla niej szczęściem, prawdziwym szczęściem będzie to, co on jej dać może. Spokojne, równe życie, pogodną przyjaźń, serdeczne przywiązanie, a ostatecznie przecież jako mężczyzna bynajmniej jeszcze nie skończył swojej kariery.
Gdy po obiedzie, jak zwykle w niedzielę, wybierał się z Łucją na cmentarz radoliski, postanowił otwarcie i szczerze pomówić z nią o tych wszystkich sprawach i dopiero potem powziąć decyzję.
Łucja dnia tego była trochę smutna. Odpisywała właśnie Kolskiemu na jego długi i pełen goryczy list. Wydawało się jej, że Kolski zabrnął w jakieś nieprzyjemne tarapaty, że się poddaje przygnębieniu z powodu spraw, o których nie chce, czy nie może pisać. Była przekonana, że gdyby wyznał jej szczerze wszystko, potrafiłaby dlań znaleźć jakąś radę, czy pomoc. Nie wątpiła też, że w osobistym zetknięciu, Kolski nie robiłby przed nią tajemnic. W listach jednak nie mógł się zdobyć na zupełną otwartość. Domyślała się, że na dnie jego trosk i zmartwień jest jakaś kobieta. Była tego pewna, jak i tego, że owa kobieta nie zasługuje na jego miłość, i że jest raczej w jego życiu przygodą. Pomimo to Łucja odczuwała coś, czego wprawdzie nie mogłaby nazwać zazdrością, ale czym jednak czuła się dotknięta. Pewną satysfakcję dawało jej to, że Kolski w próbie zapomnienia o niej nie znalazł niczego dość wartościowego, że przeciwnie ona, Łucja, zyskała tylko na porównaniu z tamtą nieznaną.
— Nie jest pani dziś w najlepszym humorze — zauważył Wilczur, gdy się znaleźli na ścieżce, wijącej się nad brzegiem stawu. — Czy spotkało panią coś przykrego?
— Ach, nie — zaprzeczyła. — Martwię się trochę z powodu Kolskiego. — Otrzymałam od niego list. I chociaż nie pisze wyraźnie, wiem, że ma jakieś poważne kłopoty.
— W lecznicy?
— Nie. To są raczej kłopoty natury moralnej. Mam wrażenie, że wdał się w jakiś romans, czy też zaręczył się z kimś, kto przysparza mu wiele zmartwień.
— Kolski nie wygląda mi na człowieka, łatwo ulegającego dramatom sercowym. To jest bardzo porządny człowiek z dużym charakterem.
Przypomniał sobie ostatnią rozmowę z Kolskim i dodał:
— Może jego wadą jest zbyt pochopne sądzenie. Ale to jest wina młodości. Okupuje tę winę jego odwaga cywilna. To duża
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/025
Ta strona została uwierzytelniona.