Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/052

Ta strona została uwierzytelniona.

Łucja w obu rękach zaciskała jego dłoń, jakby pragnąc serdecznym uściskiem stłumić jej drżenie:
— To nic. To nic, proszę pana. Niech się pan nie smuci. Niech pan pamięta, że zawsze będę przy panu. Przecież i dotychczas nie wszystkie operacje pan sam przeprowadzał. W tak wielu wypadkach wystarczała tylko pańska diagnoza i pańskie instrukcje.
Wilczur pogładził ją po włosach:
— Wiem, wiem, droga panno Łucjo. Bywają przecież gorsze kalectwa, niż to. Ostatecznie, któż bardziej ode mnie może być przyzwyczajony do kalectw... Będziemy sobie jakoś radzić.
Nazajutrz z rana przyjechał doktor Pawlicki, którego doszła wiadomość o powrocie Wilczura z Wilna. Był również bardzo wstrząśnięty stanem ręki profesora, i niby przypadkiem, powiedział:
— Nie miałem wprawdzie szczęścia korzystania z wykładów i z kliniki pana profesora, ale teraz w swojej śmiałości chcę się posunąć aż tak daleko, by wykorzystać pańską obecność tutaj dla uzupełnienia swoich skąpych wiadomości z dziedziny chirurgii. Znając pańską dobroć sądzę, że nie odmówi mi pan wskazówek i możności praktykowania pod pańskim okiem.
Wilczur spojrzał nań poważnie:
— Nie, panie kolego. Nawet wdzięczny panu będę za to. Najczęściej poważniejsze zabiegi chirurgiczne przeprowadzamy tu rano. Niechże pan zagląda o tej porze do nas.
— Postaram się nie ominąć żadnej okazji — skinął głową Pawlicki.
Istotnie niemal codziennie zaczął przyjeżdżać do lecznicy, i pod kierunkiem Wilczura lub przy jego współudziale przeprowadzał operacje. A ponieważ rzeczywiście nie miał w okolicy wielkiej praktyki, mógł sobie pozwolić na bezpłatną pracę. Zwłaszcza, że będąc dzięki małżeństwu dobrze sytuowany materialnie nie potrzebował uganiać się za dochodami.
Oprócz niego częstym gościem lecznicy po dawnemu był pan Jurkowski. Wilczur nie mógł zauważyć, kto jest głównym celem jego przyjazdów. I chociaż widział również, że Łucja odnosi się do młodego ziemianina li tylko ze zwykłą sympatią, spytał ją kiedyś?
— Jakże się pani podoba pan Jurkowski?
Spojrzała nań zdumiona:
— Czyżby to pytanie mogło mieć jakieś znaczenie?
Wilczur zlekka się zmieszał:
— No, nie, proszę pani. Zdawało mi się, że przyjeżdża tu głównie dla pani.
Wzruszyła ramionami:
— Być może. Jeżeli pan jest niezadowolony, nic łatwiejszego, jak mu dać do zrozumienia, że bywa zbyt często.