— No to nie ma gadania — z rozmachem klepnął się po kolanach pan Jurkowski. — Znaczy w sobotę o szóstej przysyłam po szanownych państwa konie i rzecz załatwiona.
Wilczur nie oponował dłużej, istotnie nie miał prawa odmawiać Łucji przyjemności potańczenia, wiedział zaś, że nie pojechałaby bez niego. Że zaś nie było to dla niej przyjemnością bylejaką przekonał się nazajutrz, gdy zastał ją przy pruciu jakiejś sukni. Okazało się, że przy pomocy Donki zabrała się do przerabiania swojej warszawskiej wizytowej sukienki na coś, co mogłoby przypominać balową toaletę. Tak była tym zajęta, że ledwo dostrzegła wchodzącego Wilczura.
— Myślę, że jeżeli tu wyciąć ze trzy centymetry — mówiła z przejęciem do Donki — a tutaj zmarszczyć, to fałdy dobrze się ułożą...
Udrapowała na sobie sukienkę, przykładając ją do biodra i do ramienia.
— Doskonale się układają — z pobłażliwym uśmiechem powiedział Wilczur.
— Rzeczywiście tak jest dobrze? — zapytała poważnie.
— Moja droga pani. Żebym ja się na tym znał choć odrobinę.
Donka przyklękła przed Łucją i obciągając w dół suknię, powiedziała:
— Jeżeli wypuścić tu obrąb na dwa centymetry to i długość będzie jak raz.
Wilczur chrząknął:
— Hm. Gdy panie już to skończą, to proszę mi dać znać.
— Dobrze, dobrze — w roztargnieniu powiedziała Łucja. — Zaraz skończymy.
Wilczur wyszedł i usiadł na ganku, obok Jemioła, który zajęty był robieniem papierosów. Dawniej nigdy się tym nie zajmował. Wilczur zwykł był sam robić papierosy dla siebie, a Jemioł zabierał z jego pudełka tyle, ile mu było potrzeba. Od czasu jednak powrotu profesora z Wilna okazało się, że drgająca ręka uniemożliwia mu wykonywanie nawet tak prostej czynności. Któregoś dnia Jemioł to zauważył i odtąd, nie powiedziawszy słowa, sam przejął tę funkcję.
Dawniej, widząc profesora robiącego papierosy, mawiał:
— Oto drobny szczegół, charakteryzujący człowieka. Myśl o przyszłości. O najbliższej choćby, lecz o przyszłości.
— Czy widzisz w tym coś złego? — pytał Wilczur.
— Naturalnie, wodzu. Czy można mieć łeb wiecznie zaprzątnięty przyszłością? Czy nie widzisz katastrofalnych skutków takiego Standtpunktu?
— Przyznam ci się, że nie widzę, przyjacielu.
— Bo nie umiesz na rzeczy patrzeć filozoficznie. Zastanów się: ludzie myślą wciąż o jutrze. Co dzień o jutrze. I tylko o jutrze. Dzięki temu nie dostrzegają takiego drobiazgu, jak
Strona:Profesor Wilczur t. 2 (Tadeusz Dołęga-Mostowicz).djvu/054
Ta strona została uwierzytelniona.